Dobrą koniunkturę gospodarczą wykorzystali też obrotni rzemieślnicy, tworząc rodzinne firmy, którym kres położyły dopiero ostatnia wojna i rządy komunistów.
Ewangelik Mikołaj Karol Brun, warszawski mieszczanin, Niemiec z pochodzenia, 8 października 1795 roku świętował narodziny syna, Krzysztofa Fryderyka. Był niezamożnym rzemieślnikiem i dla syna przewidział typowo rzemieślniczą karierę. Gdy młody Brun miał trzynaście lat, został oddany „do terminu” do przedsiębiorstwa handlującego artykułami żelaznymi, prowadzonego przez Jana Dawia Münkenbecka u zbiegu ulic Bielańskiej i Senatorskiej w Warszawie. Cierpliwie piął się po szczeblach kariery, został subiektem, a po śmierci właściciela (1816) został dysponentem firmy.
Talent decydował w owym czasie nie tylko o biznesie, ale i o relacjach osobistych. Brun gwarantował na tyle świetlaną przyszłość firmie spadkobierców Münkenbecka, że w roku 1818 został jej wspólnikiem. W roku 1829 nazwę przedsiębiorstwa zmieniono na „K. Weichert i Brun”, wreszcie w roku 1852 na „Krzysztof Brun i Syn”. Jak twierdzi Zofia Brun, Krzysztof Fryderyk po śmierci swego patrona wstąpił w związek małżeński z pozostałą po nim wdową. Nie było to wówczas czymś rzadkim ani osobliwym. Małżeństwo miało gwarantować pozycję rodziny i powodzenie w interesach… W tym wypadku to jednak tylko rodzinna legenda, bowiem nie potwierdzają tego ani dokumenty, ani opracowania historyczne.
Jednocześnie Brun umacniał swoją pozycję w świecie finansjery i kupców warszawskich. Aż dziewięć razy wybierano go do Trybunału Handlowego, dwa razy powoływano na stanowisko radcy handlowego przy Banu Polskim. Od kiedy w 1829 roku został członkiem Zgromadzenia Kupców miasta Warszawy, aktywnie uczestniczył w pracach tego gremium. W 1851 roku został wybrany na członka urzędu starszych Zgromadzenia.
Przedsiębiorstwo Bruna było praktyczną szkołą kupiectwa. Rzemieślnicy marzyli, by ich pociechy zyskały szansę na terminowanie w firmie, bowiem dawało to szansę na zdobycie solidnej porcji wiedzy i praktycznego doświadczenia. Wiele osób, które przewinęły się przez spółkę, potem próbowała – czasem z powodzeniem – sił we własnych interesach.