Dinozaury ryczały za stodołą

Tysiące turystów odwiedzają rocznie Muzeum Etnograficzno-Przyrodnicze Zagroda Guciów koło Zamościa.

Publikacja: 11.02.2016 19:06

Dinozaury ryczały za stodołą

Foto: materiały prasowe

– Imię mi dali Stanisław, nazwisko Jachymek, a pochodzę ze wsi Gorajec – rozpoczyna swoją opowieść współzałożyciel (wraz z żoną Anną) Zagrody Guciów koło Zamościa i już to pierwsze zdanie daje przedsmak przygody, jaką jest zwiedzanie niepowtarzalnego siedliska w towarzystwie gospodarza.

– Moja małżonka urodziła się w Kluczkowicach nad Wisłą – kontynuuje historię. – Poznaliśmy się na Wydziale Geografii Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, ale zanim tam trafiłem, musiałem przejść aż przez siedem szkół średnich i dopiero w wieczorówce sprawy poszły gładko: zostałem finalistą olimpiady geograficznej i dostałem się na studia. Odkąd pamiętam, byłem nastawiony wyłącznie na jeden przedmiot – geografię. Bardzo dużo chodziłem na twórcze wagary. Obserwowałem trzcinę pochylającą się nad taflą wody. Wsłuchiwałem się w szum gałęzi, jak liście oblecą. Odkrywałem złoża rud żelaza. Gdy woda zabarwiła się na kolor nafty, myślałem, że będziemy mieli Kuwejt pod Gorajcem.

Pan Stanisław umiał też wynieść z internatu rybę i upiec w kamieniołomach z koleżankami.

– To, co robiłem, spodobało się tej najładniejszej na roku, a chociaż miała ze 40 adoratorów, została moją małżonką.

Henryk Maruszczak, jeden z profesorów, z którym pan Stanisław miał „przełomy Missouri", gdy był brany na „geomorfologiczne tortury", znalazł w końcu do niego klucz, zaraził go też swoją pasją i wysłał do Roztoczańskiej Stacji Naukowej w Guciowie.

– Od 1987 r. przez kilka dobrych lat prowadziliśmy z Anią w Guciowie życie dzieci kwiatów – wspomina. – Zacząłem też organizować wystawy czasowe na Lubelszczyźnie, przemycając przy tej okazji filozoficzne manifesty o przyrodzie. Kiedy przyjechał do nas nowy rektor UMCS, kazał wykosić okoliczne trawy. Zauważyłem wtedy, że szkoda, bo są niezwykle urokliwe i wielokolorowe. Rektor się wściekł i podziękował mi za pracę.

Trzeba było się ruszyć.

– Ruszyłem się za płot stacji, gdzie stało opuszczone gospodarstwo – mówi pan Stanisław. – Zdecydowaliśmy, że tu będziemy opowiadać ludziom, co nam w duszy gra, o przyrodzie, archeologii, geologii, słowem: popularyzować ziemię Roztocza.

Był rok 1994.

Magia Zakłodzia

Słynąca dziś w regionie, ale i poza jego granicami, Zagroda Guciów powstała niemal od podstaw.

– Na działce stała chałupina chyląca się ku upadkowi, stodoła przykryta eternitem oraz obórka – wspomina pan Stanisław. – Chałupinę podnieśliśmy na podwalinach i przykryliśmy strzechą. Ściągnęliśmy stodołę równolatkę z Kawęczynka, ogrodziliśmy wszystko płotem, postawiliśmy kapliczkę, stanął studzienny żuraw i posadziliśmy polskie kwiaty – malwy – w ogrodzie. Na ten widok wszystkie przejeżdżające samochody zaczęły hamować. Nie dawaliśmy żadnych billboardów, ale ludzie tęsknili do takich widoków, utożsamiali się z nimi i chcieli mieć fotograficzną pamiątkę z tak zwanym swojskim tłem.

Przez wiele lat państwu Jachymkom udało się uratować wiele zabytkowych obiektów.

– Przywieźliśmy do Zagrody Guciów z przedmieść Tarnogrodu najstarszy na południu Polski spichlerz z 1764 r. i jeszcze starszy – o dwa lata – tarnogrodzki lamus z datą powstania wyrytą na drewnianych odrzwiach – opowiada pan Stanisław. – Wypatrzony gdzieś z pola, spośród pokrzyw, był świadkiem przelotów tylu gwiazd i meteorów, że właśnie w nim została zgromadzona moja kolekcja meteorytów, jedna z czterech prezentowanych publicznie w Polsce. We wschodniej Polsce nie mamy konkurencji.

Łączna waga meteorytów przywiezionych z całego świata wynosi ćwierć tony.

– Tylko u nas turyści mają szansę dotknąć stukilogramowego argentyńskiego meteorytu Campo del Cielo. Bardzo cenię sobie własne znalezisko, czyli meteoryt Zakłodzie znaleziony przeze mnie koło wsi o tej nazwie. Ciągle jest badany, trudny do rozszyfrowania, bo ma skomplikowany skład chemiczny. Zakłodzie ważył 8 kilogramów, więc część rozdałem do badań, do muzeów i na wymianę. Dzięki temu znalezisku stać mnie było na to, żeby ściągnąć inne – z najróżniejszych stron kuli ziemskiej.

Meteoryty dzielą się na kamienne i żelazne.

– Można w Zagrodzie Guciów obejrzeć eksponaty pochodzące z Sikhote-Alin i Czelabińska, gdzie meteoryty spadły dwa lata temu, raniąc ludzi. Mamy też meteoryty z Ameryki, Afryki czy Australii, a także znalezione na pustyniach pochodzące z Marsa i Księżyca. Jest podarunek od najsłynniejszego kolekcjonera, Amerykanina Roberta Haaga, zwanego człowiekiem meteorytem.

Jednak to znalezienie Zakłodzia sprawiło, że polscy specjaliści właśnie z Zagrodzie Guciów postanowili założyć Polskie Towarzystwo Meteorytowe. Zjazd założycielski odbył się w 2004 r. Przybyli goście również z Rosji i Niemiec.

Buty dla Jagiełły

Osobna część ekspozycji poświęcona jest skórzanym butom tyszowiakom robionym ręcznie przez szewców z Tyszowca, która to nazwa wzięła się od „Tuszewce".

– Inną specjalizacją Tyszowca były świece lane na długość 7 metrów – tłumaczy pan Jachymek. – Okolica słynęła ze specjalizacji rzemieślniczych. Tyszowiacy robili buty dla jazdy konnej, piechoty lub zwykłe, chłopskie. Król Władysław Jagiełło przed bitwą pod Grunwaldem zamówił u nich 10 tysięcy par butów. Właśnie w tych butach jagiellońska armia pokonała zakon krzyżacki.

Rzemiosło kwitło do lat 50. XX wieku, kiedy zostało zniszczone przez komunistów. Nie spodobała się im duma i niezależność tyszowieckich szewców. Zrobiono na nich najazd. Z Lublina przyjechały w nocy ciężarówki-kibitki, otoczono miasteczko, Służba Bezpieczeństwa zarekwirowała skórę i narzędzia pracy, warsztaty spalono, a szewców pozamykano w więzieniach.

– W ten sposób skończył się jeden z piękniejszych rozdziałów polskiego rzemiosła na Lubelszczyźnie – komentuje założyciel Zagrody Guciów. – Pokazujemy ocalałe buty, w tym oficerki do jazdy konnej, ale i zwykłe buty chłopskie.

Stanisław Jachymek ma swój wkład w ratowanie lubelskiego garncarstwa.

– Kupowałem rękodzieło od słynnego garncarza Adama Żelazki, sugerowałem, by z Łążka Garncarskiego zrobić mekkę garncarską, i jest tam teraz organizowane Święto Gliny. Udało się, a u nas też można oglądać wspaniałe eksponaty – cieszy się pan Stanisław. – Nie są to rzucone do kąta przedmioty pachnące naftaliną, tak jak w klasycznych skansenach. U nas są żywe i mają inspirować do kontynuowania tradycji. Weźmy przykład bursztynników w Gdańsku, którzy mają miliard złotych obrotu rocznie. Podobny sukces mógłbym osiągnąć polski len. Przypominamy, jak kwitł na Roztoczu kilometrami.

Len powinien wrócić, a nie być sprowadzany z Chin, podkreśla właściciel zagrody.

– Ze lnu nic się nie marnuje: włókno, paździerz i nasiona są potrzebne – tłumaczy. – Pokazujemy międlicę i czemchaczki, warsztat lniany uratowany z Frampola, który był miastem tkaczy, oraz stare wzory lnianych koszul i portek. O, gdyby wzięli je na warsztat młodzi projektanci mody – byłby lniany szlagier.

Osobną kolekcję stanowią skamieniałości i minerały, pamiątki z czasów wagaryjnych.

– Wszystko, co w ziemi między Bugiem a Wisłą, jest dla mnie jednym wielkim sklepem jubilerskim. Wciąga jak gorączka złota. Dzięki temu wskazałem przyjacielowi liczne stanowiska z tropami dinozaurów, i to rzadkich gatunków, bo pod koniec kredy Roztocze przypominało dzisiejszą Florydę z archipelagami wysp, na których żyły giganty. Tam, gdzie dziś są stodoły, towarzystwo pięknie sobie ryczało – rozmarza się pan Jachymek.

Nasycić gości

– Kiedy w jednym czasie przyjeżdża majową porą siedem lub więcej autokarów z młodzieżą, mówimy, że przeżywamy „oblężenie Kamieńca". Dorośli wybierają długie weekendy. Wtedy przygotowujemy się ze słoniną, rybami i samogonem, żeby nasycić gości.

Gospoda słynie z pysznego jedzenia.

– Takiego, jakie dziadek jadł przed wojną – dopowiada pan Stanisław. – W zeszłym roku Magda Gessler wpisała naszą gospodę na listę 150 najlepszych restauracji w Polsce. Serwujemy łupcie, czyli grzyby i kaszę gryczaną pieczone w liściu kapusty, bezwzględnie polane dużą ilością oleju konopnego. Babka dawała taki olej dziadkowi i mówiła, że przez dwa dni był lepszy, uśmiechnięty, rozluźniony.

Reczczoniak to pieróg z kaszy gryczanej, ziemniaków i sera, polany skwarkami i podawany z kwaśnym mlikiem, aż łezka w oku staje, aż gość kraśnieje. Z zup polecamy zupę z pokrzywy, postną, ale żółtkiem zabarwioną.

Specjalnością jest „wilgoć wąwozu".

– Jeszcze za cara dziadek ukrywał się z jego produkcją po lasach – mówi pan Stanisław. – Zbiera się tarninę, kalinę, głogi oraz jarzębinę, bo na ich skórce są naturalne drożdże. Mrozi się je i przepędza. W innych krajach Unii Europejskiej śmiało można takimi domowymi napitkami handlować, a ja mogę tylko częstować. I pisać razem z księdzem proboszczem na ten temat wiersze. No to napisałem – o „wilgoci wąwozu".

– Imię mi dali Stanisław, nazwisko Jachymek, a pochodzę ze wsi Gorajec – rozpoczyna swoją opowieść współzałożyciel (wraz z żoną Anną) Zagrody Guciów koło Zamościa i już to pierwsze zdanie daje przedsmak przygody, jaką jest zwiedzanie niepowtarzalnego siedliska w towarzystwie gospodarza.

– Moja małżonka urodziła się w Kluczkowicach nad Wisłą – kontynuuje historię. – Poznaliśmy się na Wydziale Geografii Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, ale zanim tam trafiłem, musiałem przejść aż przez siedem szkół średnich i dopiero w wieczorówce sprawy poszły gładko: zostałem finalistą olimpiady geograficznej i dostałem się na studia. Odkąd pamiętam, byłem nastawiony wyłącznie na jeden przedmiot – geografię. Bardzo dużo chodziłem na twórcze wagary. Obserwowałem trzcinę pochylającą się nad taflą wody. Wsłuchiwałem się w szum gałęzi, jak liście oblecą. Odkrywałem złoża rud żelaza. Gdy woda zabarwiła się na kolor nafty, myślałem, że będziemy mieli Kuwejt pod Gorajcem.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"