Rzeczpospolita: Zawsze ma pani przy sobie aparat?
Jessica Lange: Tak. Nie rozstaję się z nim od 20 lat.
Fotografia mogła być pani zawodem. Jako młoda dziewczyna uczyła się jej pani w Minnesocie. Dlaczego porzuciła pani tę drogę dla aktorstwa?
Chciałam studiować malarstwo, ale w końcu rzeczywiście zapisałam się na zajęcia z fotografii. Z grupą znajomych poleciałam do Hiszpanii. Oni kręcili tam film dokumentalny o flamenco, ja zrobiłam trochę zdjęć. Nie były dobre. A potem żyłam otoczona znakomitymi fotografami. W ich świat wprowadził mnie profesor na Akademii Sztuk Pięknych, mój późniejszy mąż, Paco Grande. Danny Lyon czy Robert Frank byli wielkimi artystami kamery połowy lat 60. Ale ja przestałam robić zdjęcia. Uznałam chyba, że fotografia należy do nich. Zaczęłam grać i szybko się w świecie filmu odnalazłam.
To prawda, że wróciła pani do robienia zdjęć dzięki pani partnerowi Samowi Shepardowi?