Skandynawia, Ameryka Południowa, pogranicze czesko-austriackie, a może po prostu Polska – gdzie ukrywa się Henryk Stokłosa? – Nie mamy z nim żadnego kontaktu – twierdzą pracownicy jego firmy. – Gdziekolwiek jest, bardzo chciałby się ujawnić – zapewnia jego obrońca. Stokłosa stawia jednak istotny warunek: – Musi mieć gwarancję nietykalności.
Kilka miesięcy temu prokuratura ustaliła, że Stokłosa jest zamieszany w poważną aferę korupcyjną. Miał płacić urzędnikom Ministerstwa Finansów, a w zamian otrzymywać nienależne umorzenia podatków.
Kiedy nad jego głową zaczęły gromadzić się czarne chmury, zniknął. Został za nim rozesłany międzynarodowy list gończy oraz europejski nakaz aresztowania. – Pierwszy dokument obowiązuje wszędzie tam, gdzie istnieją agendy Interpolu, drugi w krajach Unii Europejskiej – wyjaśnia Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Stokłosa jest więc poszukiwany przez policję niemal całego świata. Od dziewięciu miesięcy były senator wodzi jednak śledczych za nos. Aby zmylić policję, Stokłosa miał się nawet uciec do wynajęcia sobowtóra.
Kilka miesięcy temu tygodnik „Wprost” napisał, że w okolicach Piły funkcjonariusze zatrzymali jego kierowcę. Podobno miał na sobie ubranie szefa i korzystał z jego telefonu komórkowego. Ale na stronie internetowej Stokłosy ta informacja została zdementowana. Głos zabrał nawet oburzony kierowca biznesmena.
– Dziennikarze są żądni sensacji. A z naszej strony sprawa Henryka Stokłosy wygląda zupełnie inaczej – podkreśla Marek Barabasz, rzecznik firmy Farmutil, bliski współpracownik byłego senatora. O swojej niewinności zapewnia też Stokłosa. Wiosną jego obrońcy pierwszy raz wystąpili o list żelazny, dzięki któremu zyskałby gwarancję nietykalności. Mógłby przyjechać do kraju i zeznawać z wolnej stopy.