Stolica Dolnego Śląska walczy o organizację Expo z koreańskim Josu i marokańskim Tangerem. Decyzję 26 listopada w Paryżu podejmie Biuro Wystaw Międzynarodowych (BIE), składające się z delegatów państw, zrzeszonych w tej organizacji.
Jeszcze latem było ich 98, a nasi urzędnicy z Komitetu Organizacyjnego Expo oceniali szanse Polski jako poważne. Po doskonałych ocenach przygotowania Wrocławia i prezentacjach przyjmowanych owacjami na stojąco z naszych kalkulacji wynikało, że w pierwszej turze głosowania nikt nie uzyska wymaganych dwóch trzecich głosów, a do drugiej tury przejdzie Josu i Wrocław. A wtedy Wrocław zyska głosy delegatów, którzy wcześniej oddali je na Tanger.
Te kalkulacje mogą się nie sprawdzić. Zgodnie z zawartym rok temu dżentelmeńskim porozumieniem trzech rywali, którzy zobowiązali się do niezapraszania nowych członków, głosować miało 98 państw. Tymczasem od lata do BIE wstępują nowe kraje – głównie egzotyczne państewka z Oceanii, jak Kiribati czy Tuvalu. Obecnie BIE liczy 120 członków.
– Nowe państwa nie miały szansy na zapoznanie się z naszą prezentacją. Będą jednak głosować na równi ze “starymi” członkami BIE – mówi prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Podobna sytuacja była 10 lat temu, gdy japońskie Aichi nakłoniło do wstąpienia do BIE 30 nowych państw. I właśnie temu miastu przyznano Expo.
Jak zapewnia Dutkiewicz, Polska nie zamierza złamać zawartej umowy. Co więcej ma pomysł, by ona wciąż obowiązywała. MSZ wystosowało noty dyplomatyczne do Korei Południowej i Maroka o wspólny apel do nowych członków BIE. Mieliby oni powstrzymać się od głosowania 26 listopada w Paryżu. Dutkiewicz otrzymał już zapewnienie, że Maroko podpisze memorandum, ale pod warunkiem że uczyni to również Korea.