Zachodnie pożyczki zachęciły rząd do faworyzowania PGR-ów. Dotacje do nich wynosiły 40 – 50 mld zł rocznie. Rząd dyrygował nie tylko działalnością PGR-ów, ale usiłował sterować pracą rolników indywidualnych, ułatwiając uzyskanie kredytów i kupno maszyn tzw. gospodarstwom specjalistycznym. W woj. radomskim zajmowały one 6,5 proc. areału użytków rolnych, miały 30 proc. maszyn i 25 proc. kredytów, ale dawały 6,8 proc. żywca i 9,4 proc. mleka. – Ustawiać rolników, aby produkowali to, co jest niezbędne do wyżywienia narodu, nie da się za pomocą pobożnych życzeń, apeli i zarządzeń, tylko za pomocą opartej na rachunku ekonomicznym relacji cen. Hodowla jest nieopłacalna, bo lepiej na rynku sprzedać zboże, którego też nie opłaca się siać – wyliczał rolnik Karol Wojtaszczyk. W 1980 roku w sprzedaży nie było ziemniaków, bo cena była zbyt niska, dopiero gdy podniesiono ją, ziemniaki znalazły się. – W samym mechanizmie cenowym tkwią przyczyny wysokiego importu. Nie kosztuje on też importera. Dopóki tego nie zmienimy, nie zniknie presja na wzrost zadłużenia – odkrywał tajniki ekonomii minister finansów Marian Krzak.
Zboże dla Austrii
W 1980 roku plony były niższe niż dziesięć lat wcześniej. Ziemniaków było mniej o 70 procent w stosunku do 1979 roku, a buraków cukrowych o 30 procent. Z braku ziemniaków wzrosło zapotrzebowanie na produkty zbożowe, które szybko się wyczerpywały. – Listopadowe dostawy mąki pszennej były zmniejszone o 6,7 procent, żytniej o 9,3, kasz o 6 i płatków zbożowych o 23 procent. Ceny zbóż wzrosły o 20 procent w stosunku do listopada 1979 roku, a ceny ziemniaków 2,5-krotnie – informowały gazety w 1980 roku. W tym czasie Polska importowała każdego roku 10 mln t zbóż i pasz, po 200 dolarów za tonę zboża, bez kosztów transportu, za to wliczając cenę kredytu. Zachodni specjaliści uważali, że Polska nie jest w stanie kupić więcej, bo odbiorcy nie radzili sobie z rozładunkiem wagonów. Tylko w marcu 1981 roku młyny odesłały do Austrii 46 t zboża w wagonach, które według dokumentacji były puste.
Jesienią 1980 roku zmniejszone o 1,6 procent w stosunku do poprzedniego roku dostawy mięsa wywołały tak duży popyt na jaja i ryby, że nawet 15-procentowy wzrost dostaw tych towarów „nie zapewnił ciągłości sprzedaży”. W 1980 roku na osobę przypadało średnio 47 kg mięsa i wyrobów z niego, a w kolejnym 35 – 36 kg, bo zabrakło pasz i nie było czym żywić zwierząt. W przechowywaniu zimowym zgniło do 10 mln t ziemniaków z rekordowego urodzaju w 1979 roku. – W Polsce regularnie marnuje się w przechowywaniu do 30 procent zbiorów ziemniaków i cebuli – pisało „Życie Gospodarcze”. Urodzaj zamieniał się w klęskę – w 1980 roku jabłka gniły pod drzewami, bo nie było po co ich zbierać. Skup został zapchany, a chłodni nie było. Chłodziarek nie mieli też dostawcy nabiału. Codziennie do mleczarń trafiało 20 – 30 procent mleka, które nie nadawało się do przerobu. W dni upalne nawet połowa dostaw była zepsuta. Urządzeń chłodniczych nie udało się wyprodukować w kraju z powodu braku blachy! W woj. szczecińskim pojawiły się w sklepach „Jaja fermowe do picia”. Ta nazwa miała wyróżnić jaja świeże od starych, które przeważały w sprzedaży.
Świnie w każdej fabryce
W celu oddalenia kryzysu żywnościowego w drugiej połowie lat 70. rząd nakazał przemysłowi hodować świnie. Typowy jest przykład Zakładu Urządzeń Przemysłowych w Nysie, który musiał zbudować chlewnię na 300 świń. Zakład nie miał ziemi, więc nie miał czym karmić tuczników. Paszę kupował z funduszu premiowego załogi, co uszczupliło go w 1980 roku o 700 tys. zł. W 1981 roku zaopatrzeniowcom udało się kupić tylko jedną piątą potrzebnej paszy, więc świnie jadły pączki, konserwy mięsne z kaszą i puszki z kiełbaskami. Świniarnię zafundowała sobie nawet Huta Katowice. W 1978 roku miała kosztować 361 mln zł, ale zdążono wydać tylko 30 mln zł. Naukowcy odradzali kontynuację budowy, bo uważali, że 21 tys. świń nie przeżyje w zatrutym powietrzu wokół huty. Żywca jednak brakowało, więc dyrekcja nakazała budować dalej. W tym samym czasie z braku pasz w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Głędowie padło 118 prosiąt o łącznej wadze dwóch ton. Przemielono je i użyto jako nawozu. Jak złom traktowano nawet dobre konserwy. Spółdzielnia Wyzwolenie z Chełma Lubelskiego wysłała do Huty im. Lenina 14 t dobrej konserwy mięsnej na przetopienie.
Planiści wyliczyli, że w 1981 roku będzie o 400 tys. t mięsa mniej niż w poprzednim roku i zabraknie 500 tys. t cukru. Dlatego rząd już jesienią 1980 roku przedstawił propozycję wprowadzenia kartek żywnościowych. Podstawowa porcja wynosiła 3 kg mięsa. Robotnicy fizyczni z przedsiębiorstw państwowych dostali 4 kg, a górnicy 5.