Szef policyjnej grupy Remigiusz M. i dwaj jego podwładni: Maciej L. i Henryk S., usłyszeli we wtorek zarzuty niedopełnienia obowiązków, których skutkiem była śmierć Krzysztofa Olewnika, oraz poplecznictwa, czyli utrudniania śledztwa.
Jednak nie poczuwają się do winy.
– Zero refleksji i odpowiedzialności za to, że swoimi zaniedbaniami mogli przyczynić się do śmierci człowieka – mówi o ich postawie „Rz” mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników.
Szef grupy i jego ludzie przez trzy lata nieudolnie prowadzili śledztwo, lekceważąc i zatajając kluczowe dowody. Zarzuty, które im postawiono, dotyczą popełnionych zaniedbań.
Najważniejsze to – jak pisała już „Rz” – niesprawdzenie anonimu ze stycznia 2003 roku z nazwiskami porywaczy i miejscem przetrzymywania ofiary. Wynikało z niego, że kluczem do zagadki jest Ireneusz Piotrowski, ps. Bokser, który pilnuje Krzysztofa koło Nowego Dworu, oraz mężczyzna o nazwisku Pazik.