Samolot Bryza rozbił się wczoraj około godziny 17 na terenie lotniska Gdynia-Babie Doły.
Ćwiczył manewr lądowania na jednym silniku. Zginęła cała czteroosobowa załoga: dwóch doświadczonych pilotów z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej w Gdyni, którzy szkolili trzeciego 27-letniego, oraz technik pokładowy. Za sterami siedział 36-letni kapitan marynarki – dowódca załogi. Miał za sobą 1134 godzin w powietrzu.
Do wypadku doszło, gdy żołnierze kończyli lot treningowy. Samolot uderzył o ziemię, podchodząc do lądowania, i stanął w płomieniach. Świadkowie mówili, że widzieli go nad pasem startowym przechylonego na jedną stronę. Część urwanego śmigła bryzy spadła na teren sąsiadujących z lotniskiem ogródków działkowych.
Na polecenie ministra obrony Bogdana Klicha wstrzymano loty wszystkich tego typu maszyn. – Zawiniła albo technika, albo człowiek – tak szef MON wstępnie ocenił przyczyny katastrofy.
– Był podmuch wiatru, inna sprawa to umiejętności pilota: czy potrafi odpowiednio zareagować w takiej sytuacji, i to lecąc na jednym silniku – mówi „Rz” osoba związana z jednostką w Gdyni. – Prawdopodobnie tragedia jest wypadkową tych spraw – ocenia.