[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/08/27/polska-winnych/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Dzisiejszą „Polskę” czyta się niemal jak kryminał. „Chińska triada chce zdominować przestępcze podziemnie w Polsce. Osłania ją wywiad Państwa Środka, który infiltruje emigrantów”. Żyjąc w świecie konsumpcjonizmu, gdzie część z Polaków pracuje po kilkanaście godzin dziennie, goni za pieniędzmi, zapisuje z trzyletnim wyprzedzeniem dzieci do przedszkola i martwi się o raty za mieszkanie, trudno uwierzyć, że rzeczywistość w Polsce może wyglądać jak z powieści Roberta Ludluma czy Harlana Cobena. Zwłaszcza po tym, gdy z pierwszych stron gazet znikły historie o gangach przestępczych Dziada, Rympałka czy Krakowiaka. Okazuje się, że to właśnie po nich przestępczą schedę starają się przejąć Chińczycy. Problem w tym, że to nie książkowa fabuła, ale dość przykra rzeczywistość.
W „Polsce” znajdziemy też ciekawy wywiad z prof. Jurijem Fiedorowem, politologiem z Instytutu Chatam Mouse, który 15 lat spędził w gułagu. „Duma przyjęła całą serię oświadczeń, które są właściwie powtórką interpretacji dotyczących wybuchu II wojny światowej z czasów Stalina (….) tutaj chodzi o całkowicie inną sprawę niż proste przedstawienie historycznych faktów – chodzi o rehabilitację stalinizmu. Mocne słowa człowieka skrzywdzonego przez reżim. Zdaniem rosyjskiego politologa Putin nie wie, jak radzić sobie z kryzysem gospodarczym, więc chce wskrzesić dumę narodową Rosjan, by ci zapomnieli o troskach dnia codziennego.
Tropem wzajemnych relacji polsko rosyjskich i interpretacji historii idzie także „Dziennik”, opisując zawartość książki „Tajemnice polskiej polityki 1935-1945”. Jej autorzy w 70 rocznicę wybuchu II wojny światowej (książka ukaże się 1 września) twierdzą, że wybuch wojny to wspólna zasługa Niemiec i Polski, a Polacy ze swoimi zachodnimi sojusznikami mieli w 1938 roku zająć Litwę i Czechosłowację. „To element głupiej polityki historycznej prowadzonej przez Moskwę” – mówi „Dziennikowi” Siergiej Buntman z Radia Echo Moskwy. Może i głupiej, ale celowej i skutecznej. Niedługo w BBC oprócz słów o „polskich obozach koncentracyjnych” może usłyszymy o moralnej odpowiedzialności Polski za wybuch wojny.
Podczas, gdy w Polsce zwolnienia, redukcje płac, a wiele osób drży o przyszłość, minister sportu Mirosław Drzewiecki w „honorowy” sposób nagradza, a później nieco mniej honorowo odbiera premie dla menedżerów przygotowujących Euro 2012. Każdy z trzech prezesów PL.2012 otrzymał ponad 100 tys. zł premii za ten rok. Nie wątpię, że ciężko pracują, a na ich pracy chciałbym, podobnie jak inni Polacy skorzystać, oglądając mecze piłkarskie i jeżdżąc po niezłych dorgach, ale za to pracę otrzymują, jak podejrzewam przyzwoite pensje. Ta nagroda jest nieco więcej niż przyzwoita. Ale ministra Drzewieckiego wreszcie chwyciło sumienia i nakazał zwrot premii. Tyle, że w ratach po 3,5 tys. zł miesięcznie. Zamiast premii mamy więc nieoprocentowany kredyt. Wyszło kuriozalnie. Po pierwsze jeśli Drzewiecki był pewien, że zasłużyli, to po co mają zwracać pieniądze podatników? Po drugie jeśli zwracają, to niech zwrócą od razu, a nie wymyśla się coś, co wygląda na kompromis między czterema panami, a z zewnątrz wygląda na robienie w konia podatników. A po trzecie – takie rozwiązanie oznacza, że każdy Polak, który płaci podatki, a więc pracuje na dobrobyt Państwa, powinien mieć możliwość otrzymania od tegoż Państwa nieoprocentowanego kredytu. Ja w każdym bądź razie poproszę.