"A przecież w krajach Zatoki Perskiej: zarówno tak małych jak Katar i tak wielkich jak Arabia Saudyjska nie ma ani wolnego rynku i gospodarki rynkowej, ani demokracji. Funkcjonuje tam feudalne społeczeństwo i feudalny system władzy, a gospodarka jest podporządkowana polityce - zwłaszcza zachowaniu władzy przez rządzacą arystokrację. Inwestycje na dużą skalę, zarówno wewnątrz tych krajów, jak i za granicą, prowadzą tylko rządy. Dlatego tamtejsi biznesmani działają za zgodą władzy i w jej nadrzędnych interesach. Wszelkie inwestycje i współpraca gospodarcza z zagranicą służy zachowaniu i umacnianiu ich systemu politycznego".
Jak twierdzi Zorbas, dla tamtejszych establishmentów Polska nie jest ważnym miejscem. Liczą się - jak pisze - Stany Zjednoczone, Japonia, Niemcy i Francja, ewentualnie Wielka Brytania.
"Francja jest istotna dla krajów arabskich głównie ze względów wojskowych i politycznych, Niemcy i Japonia jako potęgi gospodarcze i technologiczne. I na tym kończy się krąg sojuszników. W tych krajach państwa Zatoki Perskiej inwestują i prowadzą ofensywę ideologiczną i kulturalną, np. budują meczety, ośrodki kultury, zakładają fundacje. W zamian chcą uzyskać akceptacje swoich feudalnych systemów władzy. W Polsce nie ma żadnych działań tego rodzaju, co świadczy o tym, że nie jesteśmy dla nich istotnym partnerem. Dlatego u nas nie są możliwe duże projekty gospodarcze z krajami rejonu Zatoki Perskiej. Rzekoma katarska inwestycja to tylko miraż, pozory stwarzane najpewniej przez libańskiego handlarza bronią lub innych graczy, którzy nie mają w Katarze nic do powiedzenia. Taka inwestycja nie ma nic wspólnego z polityką tamtejszego establishmentu" - pisze Kostrzewa-Zorbas.
Ciekawy punkt widzenia, kolejny argument pokazujący, że polski rząd poruszał się jak dziecko we mgle przy sprzedaży stoczni.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/janke/2009/10/13/katarski-miraz/]blog.rp.pl/janke[/link]