Tu mówi Kuroń: Mam dla was TVP newsa

„Wiadomości w naszym nowym dzienniku będą dobre lub złe – oby tych drugich jak najmniej – ale zawsze prawdziwe” – tak przywitał się z widzami Wojciech Reszczyński w pierwszym historycznym wydaniu „Wiadomości” 18 listopada 1989 roku. Była to aluzja do „Dziennika Telewizyjnego”, który w PRL był narzędziem propagandy

Aktualizacja: 18.11.2009 12:12 Publikacja: 18.11.2009 04:34

Nowa scenografia „Wiadomości”, zdjęcie z 2004 roku

Nowa scenografia „Wiadomości”, zdjęcie z 2004 roku

Foto: Fotorzepa, Maciej Skawiński MS Maciej Skawiński

Ale okazało się, że i na „Wiadomości” politycy mieli apetyt. Często zmieniali się ich prowadzący i, co chyba ważniejsze – szefowie redakcji, a przede wszystkim prezesi TVP, dla których „Wiadomości” były oczkiem w głowie. Te zawirowania na pewno nie pomagały redakcji. I chociaż główny serwis informacyjny TVP wciąż jest liderem wśród podobnych programów, po piętach coraz mocniej depczą mu „Fakty” TVN. W październiku według danych instytutu AGB po raz pierwszy w historii serwis informacyjny stacji komercyjnej miał więcej widzów niż publicznej.

Dziś „Wiadomości” obchodzą 20. urodziny.

[srodtytul]Wystrzał z Aurory[/srodtytul]

– Nazwa „Wiadomości” miała odciąć redakcję od niechlubnej przeszłości „Dziennika Telewizyjnego”. Pojawiło się w nich wiele nowych osób, które później zastąpiły wcześniejszych prezenterów i dziennikarzy postrzeganych jako ludzie poprzedniego reżimu – tłumaczy Krystyna Doktorowicz, medioznawca z UŚ.

Ale dla nowych dziennikarzy początki wcale nie były łatwe. Redakcję serwisu zdominowali ludzie pracujący w telewizji jeszcze w PRL. Jak opowiada Jarosław Gugała, który wtedy zadebiutował w TVP m.in. z Tomaszem Lisem i Jolantą Pieńkowską, niechętnie pomagali nowym kolegom.

– Byliśmy pełni energii i gotowi do zmian, ale współpraca była dosyć kiepska. Kierownictwo nie chciało, by na wizji pojawiały się głosy i twarze osób kojarzonych z „Dziennikiem Telewizyjnym”. A ponieważ zasady dla wszystkich były takie same, my także tylko przygotowywaliśmy materiały, które potem czytał lektor – wspomina.

Nie udawały się próby zastosowania nawet prostych metod reporterskich wykorzystywanych w zachodnich stacjach telewizyjnych. Raz, gdy w materiale Gugały ukazał się fragmencik jego rozmowy z jednym z polityków, dostał za to naganę. – To nie były łatwe czasy. Wszyscy wówczas patrzyli na „Wiadomości”. Każde nasze dziennikarskie „pierdnięcie” było traktowane jak wystrzał z krążownika „Aurora” – zaznacza Gugała.

Już wtedy zdarzało się, że politycy krytykowali program. Jednym z pierwszych, którego Gugała zapamiętał, był ówczesny senator z Unii Demokratycznej Edward Wende. Nie podobało mu się, że dziennikarze nie poinformowali społeczeństwa o rozpoczęciu obrad Senatu.

[srodtytul]Wyjście Jakubowskiej[/srodtytul]

W tamtych czasach jedną z głównych twarzy „Wiadomości” była dziennikarka kojarzona z poprzednią ekipą, Aleksandra Jakubowska (później m.in. posłanka SLD i szefowa gabinetu premiera Leszka Millera). Ale w 1991 r. odeszła z pracy – na znak protestu przeciw odwołaniu ze stanowiska dotychczasowego szefa Radiokomitetu Andrzeja Drawicza. Zrobiła to spektakularnie: na zakończenie „Wiadomości” pożegnała się z widzami i na wizji wyszła ze studia, zabierając torebkę.

To nie był jedyny publiczny protest publicysty. W późniejszych latach dziennikarze, wydawcy i prezenterzy, sprzeciwiając się decyzjom kierownictwa, wycofywali nazwiska ze swoich materiałów lub szli na urlop.

W następnym roku spora część peerelowskiej ekipy została odsunięta od „Wiadomości”. Zespół zasilili kolejni młodzi dziennikarze, m.in. Filip Łobodziński i Katarzyna Kolenda-Zaleska. Tę dziennikarkę do przejścia do redakcji namawiali w korytarzach sejmowych Lis i Tadeusz Zwiefka – ówczesne filary „Wiadomości” (dziś Zwiefka jest europosłem PO).

[srodtytul]Pomysły z ulicy[/srodtytul]

– To była mocna drużyna. Mieliśmy poczucie, że robimy prawdziwe dziennikarstwo – wspomina Kolenda-Zaleska. Poznała tam najlepszą przyjaciółkę i męża. W TVP przepracowała dziesięć lat, nim odeszła do TVN (po wybuchu afery Rywina).

– W „Wiadomościach” tak naprawdę mogłem nauczyć się dziennikarstwa, byłem tam reporterem, prezenterem i wydawcą. Ale później zrozumiałem, że mogę żyć bez telewizji – dodaje Filip Łobodziński, dziś dziennikarz „Newsweeka”.

Początkowe lata „Wiadomości” to były czasy, w których dziennikarskie pomysły realizowały się praktycznie na ulicy. Tak było np. z jednym z programów przedwyborczych w 1993 roku. Dziennikarze Tomasz Lis i Grzegorz Miecugow swobodnie rozmawiali przed siedzibą redakcji. Nagle podszedł do nich ówczesny prezes TVP Janusz Zaorski i serdecznie się przywitał. – Powiedzieliśmy mu, że mamy pomysł na program, w którym przepytujemy wszystkie startujące partie. Koncepcja mu się spodobała i program trafił na wizję – opowiada Miecugow, teraz w TVN 24.

[srodtytul]Serwis w spodenkach[/srodtytul]

Miecugow chętnie wspomina zabawne momenty z pracy w „Wiadomościach”. – Mało kto wie, że latem prowadziłem program w krótkich spodenkach. W studiu było bardzo gorąco, a dolną część prezentera i tak zawsze zasłaniał stół – opowiada.

Ale najciekawsze historie wiążą się z politykami. Gdy ważyły się losy jednej z ustaw, którą miał podpisać prezydent Lech Wałęsa, do redakcji zadzwonił Jacek Kuroń. Powiedział, że właśnie rozmawiał z prezydentem i przekonał go do przyjęcia ustawy. – Pomyśleliśmy, że mamy superekskluzywnego newsa, i zaprosiliśmy Kuronia do studia – opowiada Miecugow.

Gdy na żywo przed kamerą zapytał Kuronia, czy wie, jakie będą losy ustawy, ten odparł, że nie. Ale zaapelował do Wałęsy, aby złożył swój podpis. – Po prostu nas wykorzystał niczym pas transmisyjny – wspomina Miecugow.

[srodtytul]Stalowe nerwy [/srodtytul]

Śmiesznie bywało też w Sejmie. Podczas jednego z wejść na żywo Kolendy-Zaleskiej jej pracy nie chciał zakłócać ówczesny poseł Aleksander Kwaśniewski. Aby nie wchodzić w kadr, postanowił przejść pod kamerą na czworaka.

Ale wszystkich byłych dziennikarzy „Wiadomości” do dziś najbardziej rozbawia historia Jolanty Pieńkowskiej, której w czasie prowadzenia programu na nosie usiadła mucha. A prezenterka ze stoickim spokojem zapowiedziała informację, nie zwracając uwagi na owada. Za „stalowe nerwy” otrzymała podobno nagrodę od ówczesnego szefa redakcji.

Nie wszyscy dziennikarze chcą opowiadać o swojej pracy w „Wiadomościach”. Jednym z nich jest Kamil Durczok, który był twarzą tego programu (do 2006 r.), a dziś szefuje konkurencyjnym „Faktom”. Woli mówić o ich obecnej rywalizacji. – „Wiadomości” to wciąż poważny gracz na rynku – uważa.

A Kolenda-Zaleska dodaje: – Wiemy, że politycy mieli, mają i będą mieć apetyt na „Wiadomości”.

Rzecznika TVP zapytaliśmy, jak „Wiadomości” uczczą 20. rocznicę powstania. Odpowiedzi się nie doczekaliśmy.

[ramka][srodtytul]Przyzwyczajenie widzów siłą “Wiadomości”[/srodtytul]

[b]Krystyna Doktorowicz[/b] | [i]medioznawca z Uniwersytetu Śląskiego [/i]

[b]Rz: Oglądała pani pierwsze wydanie „Wiadomości”?[/b]

[b]Krystyna Doktorowicz:[/b] Przyznam, że trudno mi sięgnąć aż tak daleko pamięcią. Ale przez kilkadziesiąt lat nadawania o tej samej porze „Dziennika Telewizyjnego” powstało tak silne przyzwyczajenie do tej godziny, że prawdopodobnie patrzyłam na ten program. Zresztą wtedy nie było zbyt wielkiego wyboru, bo nadawała jedynie TVP.

[b]Dlaczego powstał ten program?[/b]

Chodziło o zmianę formuły serwisu informacyjnego. Już pod koniec lat 80. próbowano przebudować „Dziennik”, pojawiło się nowe studio i nowi komentatorzy. Starano się przekonać ludzi do tego programu, ale nic z tego nie wychodziło. Nowe „Wiadomości” miały już zupełnie inaczej funkcjonować.

[b]„Wiadomości” miały być symbolem zmian w nowej Polsce. Jak pani ocenia ich działalność po 20 latach?[/b]

Nie udało się zrealizować założenia z początku lat 90., które miało zmienić polskie media publiczne na wzór zachodni, m.in. Wielkiej Brytanii. Chciano stworzyć dla nich tak rozmaite obwarowania, które staną się hamulcami bezpieczeństwa przed ich ewentualną stronniczością. W Polsce to się nie powiodło. I te nieprawidłowości w TVP nagromadziły się po latach niczym tocząca się kula śniegowa. „Wiadomości” od pewnego czasu starają się też gonić stacje komercyjne pod względem atrakcyjności. Zaczął się taki wyścig na najciekawsze sprzedanie materiału telewizyjnego. Jednak media publiczne miały przecież nie być komercyjne.

[b]Dostrzegała pani przez te wszystkie lata polityczny apetyt na „Wiadomości”? Kiedyś przecież sama zasiadała pani w Senacie.[/b]

Oczywiście, to dziecięca choroba, która nadal funkcjonuje. Wciąż istnieje polityczna chęć zawładnięcia telewizją publiczną. To dziwne, tym bardziej że nawet praktyka pokazuje, że ten, kto ma telewizję, nie wygrywa wyborów. Nie potrafimy się od tego uwolnić. W czasach powstawania ustawy medialnej w latach 90. wszyscy zapewniali, że telewizja publiczna będzie obiektywna.

Ale nikt przez lata nie krępował się lokować tam ludzi kojarzonych z partiami politycznymi. Zwierciadłem tych wszystkich zmian są właśnie programy informacyjne, bo opowiadają o polityce i budują wizerunek stacji.

[b]Ale to wciąż jeden z najważniejszych programów telewizyjnych. [/b]

Warto zwrócić uwagę, że nikt nie zrezygnował z nadawania tego programu o 19.30. Przez te wszystkie lata tyle rzeczy zmieniło się w TVP, znikło tyle programów, ale serwis informacyjny praktycznie od powstania telewizji bije jak dzwon zawsze o tej samej porze. Po prostu tak mocne jest przyzwyczajenie widzów do tej pory. Nawet innym stacjom pozostaje jedynie kombinować, jak się zmieścić ze swoimi programami informacyjnym poza czasem antenowym „Wiadomości”.

[i]—rozmawiał Sebastian Kucharski[/i][/ramka]

[ramka][srodtytul]Wcześniej był „Dziennik Telewizyjny”[/srodtytul]

Sztandarowy program informacyjny TVP w czasach PRL, w latach 70. i 80. XX w. był głównym ośrodkiem propagandy władz, który oddziaływał na całe społeczeństwo.

Pierwszy „Dziennik Telewizyjny” wyemitowano w 1958 r. Początkowo nadawany był tylko raz na dobę – najpierw o godzinie 20.00, a od roku 1965 – o 19.30. Program prowadzili m.in. Irena Dziedzic, Jan Suzin, Grzegorz Woźniak, a w stanie wojennym także Marek Barański (wtedy też, bezpośrednio po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., prezenterów „Dziennika” ubrano w wojskowe mundury). Po Sierpniu 1980 r. „Dziennik” był jednym z najzacieklej krytykowanych przez „Solidarność” i inne środowiska opozycyjne bastionów władzy.

28 października 1989 r. na zakończenie wywiadu w „Dzienniku” aktorka Joanna Szczepkowska wypowiedziała słynne słowa: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”.

[i]—js[/i][/ramka]

Ale okazało się, że i na „Wiadomości” politycy mieli apetyt. Często zmieniali się ich prowadzący i, co chyba ważniejsze – szefowie redakcji, a przede wszystkim prezesi TVP, dla których „Wiadomości” były oczkiem w głowie. Te zawirowania na pewno nie pomagały redakcji. I chociaż główny serwis informacyjny TVP wciąż jest liderem wśród podobnych programów, po piętach coraz mocniej depczą mu „Fakty” TVN. W październiku według danych instytutu AGB po raz pierwszy w historii serwis informacyjny stacji komercyjnej miał więcej widzów niż publicznej.

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo