To niebanalne hasło przychodzi mi na myśl, gdy czytam w gazetach, że "nie będzie handlu konstytucją między PiS a Platformą".
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/11/30/wszystko-gra/]skomentuj na blogu[/link][/b] [/wyimek]
Sebastian Karpiniuk, który w ubiegłym tygodniu pozwolił sobie na dywagacje na temat ewentualnego paktu z Lechem Kaczyńskim – w zamian za przedłużenie kadencji w zamian za okrojenie prerogatyw – teraz pospiesznie wycofuje się ze swoich teorii. Podkreśla, że z nikim swego wystąpienia nie konsultował i mówił wyłącznie swoim poselskim głosem.
Jedni piszą o tym z ulga - jak Gazeta wyborcza - bo każde porozumienie z Kaczyńskimi jawi się np. Piotrowi Stasińskiemu jako pakt z Diabłem. Inni piszą bez emocji. A jeszcze inni jak Michał Karnowski w "Polska the Times" - wyciągają ciekawe wnioski co do obaw Tuska przed ponowną kampanią.
Zacznijmy od "Gazety Wyborczej". Renata Grochal pisze o "Konstytucji - balonie próbnym Tuska" i cytuje dementi wiceszefa klubu PO Sławomira Nowaka: "- Polacy by nam nie wybaczyli, gdybyśmy przedłużyli kadencję Lecha Kaczyńskiego". I puentuje: "A skoro innej oferty dla PiS nie ma, to zmian w konstytucji szybko też nie będzie". I dalej: "Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że rzucony niedawno pomysł Donalda Tuska, by jeszcze przed wyborami prezydenckimi w 2010 r. zmienić konstytucję tak, by osłabić prezydenta, a całą władzę wykonawczą przekazać rządowi, był tylko PR-owskim chwytem. Miał odwrócić uwagę od kłopotów rządu (sprawy hazardowej, braku szczepionki na grypę i podsumowania dwulecia gabinetu) i umożliwić przejęcie inicjatywy Tuskowi. To się udało, bo od dwóch tygodni zmiany konstytucyjne stały się głównym tematem debaty publicznej. Z punktu widzenia premiera ten pomysł miał jeszcze jeden atut - oprócz uporządkowania spraw ustrojowych, pozwalałby rozwiązać kilka problemów w samej PO. Gdyby dało się go zrealizować, Tusk mógłby pozostać premierem, który już bez hamulcowego w postaci prezydenta mógłby reformować kraj. W otoczeniu szefa rządu słychać, że Tusk coraz częściej waha się, czy startować w wyborach prezydenckich. Przy okazji zniknąłby problem sukcesji w Platformie. W razie wygranej w wyborach prezydenckich Tusk będzie musiał ustąpić z funkcji szefa partii, co już dziś wywołuje napięcia (w kolejce do sukcesji już ustawili się szef klubu PO Grzegorz Schetyna i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski). Jednak szybko okazało się, że PO nie ma konkretnego planu, jak przeprowadzić zmiany w konstytucji. Kluczową kwestią jest to, jak przekonać PiS, który jeszcze w 2005 r. chciał wzmocnić prezydenta, by poparł zupełnie odwrotną koncepcję. Bez głosów PiS konstytucji nie da się zmienić."