– Korzystam z bardziej skomplikowanych obliczeń. Próbowałam przekonać agencję reklamową, by je pokazać – przyznaje "Rz" kapitan Marta Sziłajtis-Obiegło. I wyjaśnia, że pod uwagę trzeba wziąć ok. 10 czynników. – Obliczenia zajmują jakieś trzy kartki – zaznacza. Przesłała je agencji, ale nie widziała, jaki ostatecznie wzór znalazł się w reklamie. Maciej Niedźwiecki z agencji DDB, która przygotowała reklamę, tłumaczy, że wykonała ona badania, z których wynika, iż uczniowie na ogół uważają matematykę za trudną i niepotrzebną. A reklama ma pokazać, że jest odwrotnie. – Skomplikowany wzór mógłby odstraszać od spotu – mówi Niedźwiecki. – Celem kampanii jest zachęcać do matematyki, a nie trafiać w kompleksy i utwierdzać w przekonaniu, że jest trudna. Próbowaliśmy znaleźć kompromis między treścią matematyczną a atrakcyjnością wizualną.
Twierdzi, że wzór konsultowano z matematykiem z UW. – V to suma średniej prędkości jachtu i okrętu. Próbowaliśmy rozwinąć wzór, ale kadr robił się nieczytelny – opowiada Niedźwiecki. – Być może należało to rozpisać, by uniknąć niejasności.
Docent Mankiewicz żałuje, że nie pokazuje się piękna matematyki, taką, jaką ona jest, tylko jak ją chce widzieć agencja reklamowa: – Już Euklides powiedział Ptolemeuszowi I, że w matematyce nie ma specjalnej drogi dla królów. To też oznacza, że jeśli upraszcza się skomplikowane wzory, należy zrobić to tak, żeby zachować ich sens i znaczenie.
Matematyk Wiesław Włodarski dodaje, że przytoczenie niefortunnego wzoru tylko pokazuje, jak bardzo potrzebne jest lepsze nauczanie w szkołach matematycznego myślenia.
Reklamy matematyki za ok. 20 mln zł (sześć spotów wizerunkowych i 75 3,5-minutowych filmów tłumaczących zagadnienia matematyczne) zamówiła Centralna Komisja Egzaminacyjna. Mają przełamywać w społeczeństwie stereotypy, że to trudny i nieprzydatny w życiu przedmiot. Kampania wiąże się z powrotem obowiązkowego egzaminu z matematyki na maturę.
Jak dowiedziała się „Rz”, pracownicy CKE, którzy widzieli spot z feralnym wzorem, nie zgłaszali żadnych wątpliwości. – Zleciliśmy wykonanie reklam agencji, która miała konsultować ich treść z naukowcami. Jeśli w spocie jest błąd, to zażądamy poprawienia – zapowiada prof. Krzysztof Konarzewski, dyrektor CKE, i gratuluje tym, którzy zauważyli nieścisłość.