Branża turystyczna już liczy straty. Szacuje, że na wypoczynek w polskich kurortach przyjedzie o 20 – 30 proc. turystów mniej niż przed rokiem. Także z zagranicy, bo – jak twierdzi Jan Korsak, prezes Polskiej Izby Turystycznej – odstrasza ich obraz zalanej Polski, który tygodniami oglądali w swoich telewizorach. Spadną więc wpływy z turystyki. A to dziesiątki miliardów złotych, bo tylko cudzoziemcy wydali w zeszłym roku na wakacje w Polsce ok. 4,1 mld dolarów (dane Instytutu Turystyki).
Część nieobecnych to ci, którym woda wyrządziła bezpośrednie szkody.
– Chciałem wyskoczyć choć na kilka dni do Gdańska, odwiedzić rodzinę – mówi Mirosław Kamiński z podkrakowskiego Mnikowa. – Ale czwarty tydzień pompy chodzą u nas non stop, bo woda gruntowa dalej zalewa piwnice. Z urlopu nici, bo ktoś tych pomp musi pilnować.
– Trudno, żeby powodzianie myśleli teraz o wczasach – komentują górale z Zakopanego, licząc się z tym, że zarobią mniej dutków w sezonie. Odczuli to już na przełomie maja i czerwca, bo choć powódź tu nie dotarła, odstraszyła wówczas wycieczki szkolne. Odwołano ok. 50 proc. rezerwacji w pensjonatach i prywatnych kwaterach.
[srodtytul]Jak żywioł dorobił „gębę” kurortom[/srodtytul]