Komentując informację o śmierci gen. Sławomira Petelickiego, Kaczyński mówił, że "pewna dobrze poinformowana osoba" mówiła mu ludziach, którzy "bardzo dużo mówią i są w związku z tym zagrożone". Na tej liście było nazwisko Petelickiego, o czym prezes PiS przypomniał sobie kiedy dowiedział się o znalezieniu jego ciała.
W mediach pojawiły się spekulacje, że o "krótkiej liście" mówiła Kaczyńskiemu Staniszkis.
- To nie jest żadna spisana lista. To była moja luźna rozmowa z prezesem, w której padło kilka nazwisk. Mówiliśmy, że osoby, które mają ogromną wiedzę o mechanizmach i początkach III RP, a dziś krytykują władzę, mają problemy. Są wyciszane. Ale absolutnie nie miałam na myśli likwidacji fizycznej, tylko podważanie ich wiarygodności przez stawianie im zarzutów - stwierdziła socjolog w rozmowie z "Wprost".
Podobnie brzmiała relacja Kaczyńskiego, który tak opisywał pozyskanie tych informacji: - To jest moja rozmowa z pewną osobą, która wymieniając kilka nazwisk powiedziała, że kilka osób zaczęło dużo mówić i wszystkie "dostają po głowie". Nie w sensie fizycznym, ale mają jakieś śledztwa, procesy coś złego dzieje się w ich życiu. Wymieniła kilka znanych nazwisk, wśród nich Petelickiego. Ja nie zrozumiałem tego, że chodzi o zagrożenie życia, uczciwie mówiąc niespecjalnie zwróciłem na to uwagę, póki nie doszło do śmierci generała. Wtedy to sobie przypomniałem i zrobiło to na mnie wrażenie. Dlatego to powiedziałem - tłumaczył swoją wypowiedź z konferencji prasowej.
Według Staniszkis w rozmowie padały m.in. nazwiska Zbigniewa Siemiątkowskiego, wobec którego mają być stawiane zarzuty w sprawie więzień CIA, gen. Gromosława Czempińskiego (zatrzymany w związku z korupcją przy prywatyzacji) i gen. Sławomira Petelickiego.