Były szef Dolnośląskiej Izby Rolniczej i lider tamtejszego PSL ma też przez pięć lat trzymać się z daleka od funkcji publicznych związanych z realizacją programów współfinansowanych przez UE.
Leszek G. nakazał dyrektorce biura Izby przyjęcie kilku osób do programu unijnego „Mój szef to ja”, co wiązało się z uzyskaniem unijnych pieniędzy na założenie własnej firmy. Byli to krewni i znajomi szefa PSL, którzy w sumie otrzymali w ten sposób ponad ćwierć miliona zł. Dolnośląski PSL nie ma szczęścia do szefów. Poprzedni, Tadeusz Drab (zmarł w sierpniu), był również skazany. Zeznał, że prowadził auto, które spowodowało wypadek, gdy wracał z kolegą z polowania. Jednak to towarzysz podróży kierował po pijanemu.
Zgodnie ze statutem PSL skazanie za przestępstwo umyślne jest równoznaczne z ustaniem członkostwa w partii. W wypadku Draba partyjne procedury ślimaczyły się latami, a gdy wyrok uległ zatarciu, ponownie został szefem dolnośląskiej PSL, Leszek G. jego zastępcą, a po śmierci Draba objął po nim przywództwo.
Leszek G. w poniedziałek odrzucał połączenia i nie odpowiedział na esemesową prośbę o kontakt.