32-letni Arkadiusz P. miał ponad 40 tys. zł długu. Mężczyzna wpadł na pomysł skąd wziąć pieniądze, by go spłacić. Postanowił wyłudzić je od lokatorów jednej z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych. – Na komputerze stworzył pismo z logo i pieczątkami spółdzielni z informacją, że zmienia się numer konta. Apelował w nim, aby teraz tam wpłacać czynsz – opowiada Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury.
Arkadiusz P. fałszywy dokument nosił do mieszkańców ul. Pruszkowskiej, Trdojdena, Żwirki i Wigury. Część pism zostawiał w skrzynkach, część oddawał lokatorom. Jego kariera, jaki przedstawiciela spółdzielni skończyła się po trzech dniach. – Mieszkańcy jednego z bloków zatrzymali mężczyznę i wezwali policję. Wiedzieli, że spółdzielnia nie zmieniła konta – mówi prok. Ślepokura.
Na przekręt Arkadiusza P. dało się nabrać tylko sześć osób. Ale wpłaciły one na konto założone przez wspólnika oszusta 6 tys. zł. - Gdyby wszyscy lokatorzy, do których swoje pisma zaniósł Arkadiusz P. wpłacili pieniądze to zarobiłby on aż 378 tys. zł – mówi prok. Ślepokura.
Arkadiusz P. usłyszał zarzuty oszustwa i usiłowania oszustwa. Prokurator zabezpieczył konto, na które trafiły pieniądze lokatorów. Było tam już tylko 4 tys. zł. Mężczyzna przyznał się do winy i trafił do aresztu, gdzie spędził ponad pół roku.
W czasie śledztwa mówił, że miał ponad 40 tys. zł długu. – W internecie czytałem, że pojawili się oszuści podszywający się pod gazownię, chciałem wykorzystać podobny patent. Ze strony internetowej spółdzielni ściągnąłem odpowiednie dane i pieczątki i wydrukowałem pisma o zmianie konta – opowiadał podczas przesłuchania. Liczył, że dzięki tak „zarobionym" pieniądzom wyjdzie z długów. Nie spodziewał się, że lokatorzy odkryją jego intencje.