Genewskie rozmowy między Ukrainą, Rosją, Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi zakończyły się wczoraj wspólnym oświadczeniem państw, które wezwały do rozbrojenia i amnestii dla wszystkich nielegalnych grup paramilitarnych na Ukrainie oraz opuszczenia przez nich budynków, a także rozpoczęcia "inkluzywnego procesu konstytucyjnego". Według Janusza Lewandowskiego daje to nadzieję na rozwiązanie konfliktu na Ukrainie.

- Nadzieja w tym, że być może zatrzyma się rozwój wydarzeń na Ukrainie, który oznaczał demontaż państwa. Obnażał jego słabość, zupełną niezdolność kontrolowania własnych sił policyjnych i wojskowych oraz zupełne zagubienie ludności, która w 1991 roku opowiedziała się w referendum za niepodległością Ukrainy - mówił w radiowej Jedynce.

Unijny komisarz przyznał jednak, że mimo wspólnego oświadczenia nieufność między stronami pozostaje, a to, jak będzie realizowane porozumienie, będzie "testem wiarygodności" dla Rosji. Rozmowy w Genewie pokazały jednak, że Kreml liczy się z możliwością nałożenia na Rosję unijnych sankcji.

- To być bowiem taktyczny manewr prezydenta Rosji Władimira Putina, który zauważył, że Unia Europejska i Waszyngton na serio pracują nad sankcjami. Zorientował się, że następuje przewartościowanie strategii NATO i izolacja Rosji na arenie międzynarodowej. Zaczął więc ważyć koszty otwartego konfliktu - powiedział Lewandowski. Dodał, że obecnie w Unii konsultowana jest kolejna faza sankcji.

- Chodzi o to, by sankcje bardziej zabolały Rosję niż Zachód. Zasadą jest utrzymanie zwartości UE. Putin bardzo by chciał nas podzielić. Wysłał nawet oddzielne listy do 18 krajów. Odpowiedział na nie przewodniczący KE Jose Manuel Barroso - przypomniał polityk.