Sprawa dotyczy artykułu "Faszyzm w eterze". Według sądu dziennik podał nieprawdziwe informacje, "jakoby pan Grzegorz Braun promował faszyzm oraz użył wobec dziennikarzy przywołanych w artykule sformułowań, które nie zostały przez niego faktycznie wypowiedziane". Sąd zasądził również, by w treści sprostowania znalazło się stwierdzenie, że przypisanie słów Braunowi było elementem "negatywnej agitacji wyborczej".
Sprostowanie zajmuje około 1/3 drugiej strony dziennika. Jest otoczone kilkoma tekstami. Bezpośrednio nad nim znajduje się tekst "Faszyzm nazywamy faszyzmem" podpisany przez całą redakcję. "Nie zgadzamy się z orzeczeniem sądu nakazującym nam przeproszenie kandydata na prezydenta RP Grzegorza Brauna" - czytamy. Według redakcji nazwała ona rzeczy po imieniu.
Artykuł, za który przepraszała redakcja, dotyczył wizyty Brauna w TOK FM. Zdaniem gazety Braun "uprawia oszczerczą nacjonalistyczną i antysemicką nagonkę". Tymczasem zdaniem sądu określenie Brauna faszystą było zniesławieniem.
Dziennik nie zgadza się z tym, że materiał został uznany za element kampanii wyborczej, jak i z tym, że nie ma prawa w ten sposób oceniać poglądów Brauna. Wśród tekstów jest też fragment orzeczenia korzystnego dla "GW" (w innym procesie za publikację w internecie) oraz komentarz autora, który wypiera się przeprosin, jak i opinie zatytułowane: "Kalka haseł głoszonych przez NSDAP" i "Klasyczne tezy europejskich faszystów"
Poniżej treść przeprosin: