Miałem swój maleńki udział w zablokowaniu tego w tym parlamencie. W tej sprawie nie ma dobrego rozwiązania. Sprzeciwiam się lewicowemu podejściu, by te związki bez żadnych zastrzeżeń zalegalizować, zrównać z powszechnymi. Przecież nawet lewica, niewierzący stawiają na piedestale dobro małżeństwa i rodziny. Uważam, że trzeba działać tam, gdzie występują konflikty, ale jestem przeciwny zrównywaniu tych związków z chronionym konstytucją małżeństwem.
Dlaczego wciąż upomina pan kolegów z Platformy? Czuje się pan jej sumieniem?
Nie. Po tym jak nie wykorzystaliśmy szansy jaką dała nam rewolucja „Solidarności” jestem politycznym wdowcem. Mam z Platformą związek nieformalny i jestem z niego zadowolony. Ale jedynym moim związkiem sakramentalnym była „Solidarność”. Hasła i ludzie „S” występują w różnych środowiskach, ale myślę, że nie udało nam się wypełnić testamentu, który złożyliśmy w 1989 r.
W jednym z wywiadów przekonywał pan, że „Platforma nie radzi sobie z cywilizacyjną modernizacją”. Czy to się zmieniło albo jest nadzieja, że się zmieni?
Jest nadzieja związana z ingerencją pani premier w listy wyborcze i usunięcie przypadków, które można nazwać przykładami „korupcji moralnej”. W retoryce partii pojawiło się dojrzenie drugiego człowieka. To prawda, że wymusiła to demokracja, ale to świadczy o tym, że działa ona dobrze. W tej chwili pojawiła się taka wizja, że te owoce 25-lecia zamiast pomnażać, zaczniemy przejadać. I ja widzę, że w PO rysuje się hasło, że my na to nie pozwolimy i nadal będziemy kontynuować reformy. Modernizacja, przyśpieszenie, odczytanie zagrożeń globalnej polityki jest konieczne, ale nie jest potrzebne psucie tego co się udało osiągnąć.