Andrzej M. to były policjant i wysokiej rangi urzędnik MSWiA, który jako dyrektor Centrum Projektów Informatycznych brał wielomilionowe łapówki od koncernów z branży informatycznej. W lutym tego roku warszawski sąd wymierzył mu za to karę 4,5 roku więzienia w zawieszeniu na osiem lat oraz 93 tys. zł grzywny. Orzekł też przepadek tego, co M. przyjął od menedżerów firm IT.
Dzięki łapówkom M. zdobył mieszkanie, luksusowe samochody, motocykl, sprzęt komputerowy i AGD, telewizory, a także meble do salonu, drogie wyposażenie kuchni, nawet ekspres do kawy. Korzysta z nich, choć formalnie wszystko zajęli śledczy. Od czterech lat jest bez pracy. Do czasu wyroku miał też zabrany paszport.
Urzędnik przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. W tej sytuacji wyrok miał się szybko uprawomocnić, otwierając drogę do odebrania majątku z łapówek. Jak ustaliła „Rzeczpospolita", dotąd tak się nie stało. M. przez adwokata złożył wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku – co czyni się zwykle, kiedy zamierza się składać apelację.
– Jestem zdumiony postępowaniem M., zwłaszcza że karę z nim uzgodniono – mówi „Rzeczpospolitej" prok. Andrzej Michalski z Prokuratury Krajowej, który prowadzi śledztwo w sprawie infoafery.
Jak dowiedzieliśmy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie, wnioski o pisemne uzasadnienie wyroku złożyli też żona M. i kilku członków jego rodziny skazanych w tym samym procesie m.in. za pranie pieniędzy z łapówek. Mają zastrzeżenia do części wyroku dotyczącej obowiązku naprawienia szkody.