Wśród ludzi, którzy przybyli na wypełniony po brzegi pl. Krasińskich, aby wysłuchać przemówienia przywódcy USA Donalda Trumpa, byli obywatele w każdym wieku. Od biegających z flagami dzieci po starsze osoby na wózkach inwalidzkich. Ale przysłuchując się różnym przypadkowym rozmowom, można było odnieść wrażenie, że wszystkie toczą ludzie o podobnych poglądach.
Podczas przemówienia co chwilę słyszalne były oznaki entuzjazmu wiwatujących i okrzyki „USA" i „Donald Trump, Donald Trump". – To przemówienie pisał jakiś polski patriota – usłyszeliśmy głos z tłumu, gdy Trump skończył mówić.
Okrzyków było znacznie więcej. Od skandowania imion czołowych polityków obozu władzy: „Antoni", „Beata", „Jarosław", gdy pojawiali się na telebimach, po „Platforma złodzieje", „Rychu na Maderę" oraz „Bolek", gdy Trump wspomniał o Lechu Wałęsie. Temu ostatniemu towarzyszyły też buczenie i gwizdy.
Emocje brały górę już wcześniej, gdy chętnym do wejścia od ul. Miodowej zaczęły puszczać nerwy. Policja i BOR apelowały o dwa kroki do tyłu, ale były też obywatelskie głosy. – K..., nie napierajcie tak, słyszycie do ch...!? – grzmiał mężczyzna, gdy tłum gęstniał. – Kobieta mdleje! Są tu małe dzieci! – nie ustępował.
Obok trwał happening partii Razem: „Podręczne witają Trumpa". O co chodzi? Było to nawiązanie do powieści „Opowieść podręcznej" Margaret Atwood z 1985 r. To książka feministyczna, która powstała w związku z prezydenturą Ronalda Reagana (1981–1989), gdy próbowano ograniczyć rozwój emancypacji.