Zdaniem ministra obrony narodowej z czasów koalicji PiS-Samoobrona-LPR i ministra spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, nowelizacja ustawy o IPN to "dramatyczna klęska polskiej polityki historycznej".
- W polityce zagranicznej PiS chodzi o to, żeby swojemu elektoratowi dać poczucie błogostanu co do własnej historii i nie zmuszać do myślenia. To jest podejście kilkunastoletniego czytelnika "Trylogii", gdzie Polacy zawsze są wspaniali i na końcu wygrywają. Nacjonalistyczne podejście, że rasy, religie, czy narody mają skłonność
do dobra lub zła jest z gruntu fałszywe, szczególnie w sytuacjach skrajnych - prowadzi do fałszywych wniosków - powiedział Sikorski w TVN24.
Według byłego ministra, nowelizacja ustawy miała umocnić pozycję Prawa i Sprawiedliwości w polityce krajowej. - Tutaj tak naprawdę chodziło - tak mi się zdaje - z wywleczeniem tej ustawy z zamrażarki, o to, że skoro wywaliło się Macierewicza (z rządu, po rekonstrukcji - przyp.red.) - wreszcie - to trzeba było łypnąć okiem do środowisk skrajnych - ocenił Sikorski.
Jego zdaniem reakcje Izraela czy Stanów Zjednoczonych były dla PiS zaskoczeniem. - To jest bardzo prowincjonalna ekipa, więc oni nie rozumieją, co powoduje wybuch wulkanu. To ich zaskoczyło - stwierdził.
Zapytany, jak za jego rządów w ministerstwie spraw zagranicznych Polska radziła sobie z określeniami "polskie obozy śmierci" w zagranicznej prasie, Sikorski odpowiedział, że jego resort podejmował interwencję "około tysiąca razy w ciągu siedmiu lat". - Ale proszę pamiętać, że to były interwencje, które miały długofalowy skutek. Zmusiliśmy na przykład redakcje typu "The Economist" czy Associated Press, czyli wpływowe redakcje, do zmiany swoich stylebooków - podkreślił.