Do ataku doszło już miesiąc temu, a do dziś Zachód mimo szumnych deklaracji nie zaprezentował prawdziwej jedności. I – co nie mniej ważne – determinacji, która skutecznie zniechęciłaby do ataków w przyszłości.
Zacznijmy od szybkiego przypomnienia wydarzeń. 4 marca w angielskim Salisbury otruto wyjątkowym środkiem chemicznym o nazwie nowiczok Siergieja Skripala, byłego oficera rosyjskich służb specjalnych i brytyjskiego szpiega. Ofiarą ataku stała się też jego córka. Oboje są nadal w ciężkim stanie. Zaraz po tym ataku, najpierw w mediach, pojawiły się porównania do otrucia w 2006 roku Aleksandra Litwinienki, o podobnej biografii jak Skripal.
Już dwa dni później Moskwę podejrzewali politycy brytyjscy. Szef dyplomacji Boris Johnson groził Kremlowi nowymi sankcjami, jeżeli się okaże, że jest odpowiedzialny za otrucie. 12 marca i szefowa rządu, i Johnson nie mieli już wątpliwości co do sprawcy (choć Theresa May dopuszczała ewentualność, że Rosja pozwoliła na to, by użyty do otrucia nowiczok trafił w niepowołane ręce).
I UE, i NATO oficjalnie poparły Wielką Brytanię. Najważniejsza deklaracja padła na szczycie unijnych przywódców 22 marca w Brukseli, bo po niej rozpoczęła się akcja wydalania rosyjskich dyplomatów. W konkluzjach szczytu Rosję uznano za odpowiedzialną „z wysokim prawdopodobieństwem" i dodano, że nie ma innego (niż rosyjskie) wiarygodnego wytłumaczenia ataku.
W czasach braku zaufania do elit ograniczanie się do „wysokiego prawdopodobieństwa" i nieujawnianie opinii publicznej jednoznacznych dowodów nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Daje paliwo zwolennikom teorii spiskowych i rosyjskiej propagandzie.