– Tu chodzi o dwa dni, niech poczekają – mówił biznesmen Andrzejowi Bdzikotowi.
Zabiegał o to, by nikt nie zgłaszał samowoli budowlanej i by w jakiś sposób zalegalizować wycinkę drzew. 15 listopada zapowiadał Bdzikotowi, że „ruszy, kogo trzeba”, żeby ten zadzwonił do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. A w dniu kontroli, że „na 100 procent poparcie z góry będzie”.
Tym, kogo Sobiesiak „rusza”, okazuje się Zbigniew Chlebowski, ówczesny szef Klubu PO.
17 listopada zapewniał on biznesmena, że dobrze zna kogo trzeba w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. A w kolejnych rozmowach (24 listopada) – że spotkał się właśnie z dyrektorem we Wrocławiu. – Mówi, że jest problem – coś tam z wykonawcą, ale że on… sprawa jest delikatna. On nad tym pracuje i wszystko będzie dobrze – pocieszał Sobiesiaka Chlebowski. – Tam narozrabiane jest, ale dobrze, że się zainteresowałem sprawą (...). Melduje mi tu dyrektor na bieżąco wiesz…
Z kolei Bdzikot rozmawiał z Sobiesiakiem na temat ewentualnej kary dla firmy. Twierdził, że „naczelnik jest przerażony, że w przypadku karnej decyzji jest to aż taka kwota”, a „Warszawa zapytała, czy gdyby coś tego, to Sobiesiak byłby gotów ponieść koszty”. – Ryzyko było duże i wyszło, jak wyszło – mówił leśnik.
Dwa dni po interwencji Chlebowskiego leśnicy podpisali z Winterpolem porozumienie o bezumownym korzystaniu z gruntów leśnych. – Tam jest, że do czasu wydania decyzji nadleśnictwo użycza tam… człowiek, który to komponował, biegał za tym cały dzień – relacjonował Sobiesiakowi Bdzikot.
Pozostaje jeszcze kwestia kary za bezprawne wejście na państwowy grunt i wycinkę drzew. W rozmowie z nieznanym CBA urzędnikiem Sobiesiak zapewniał go, że „burmistrz napisze nam na pewno, że wszedłem 1 listopada, mając świadomość, że ta decyzja za pierwszym razem by się uprawomocniła i wtedy można to zaliczyć na 10-procentowe, a nie na 200-procentowe”.
Ostatecznie decyzją RDLP z 19 marca 2009 r. Winterpol musi zapłacić dwukrotną należność za nielegalne wyłączenie gruntów – blisko 221 tys. zł. Pieniądze wpłynęły na konto dopiero w przeddzień przesłuchania Mariusza Kamińskiego przed sejmową komisją.
Ryszard Sobiesiak nie odpowiedział na naszą prośbę o rozmowę na temat kulis inwestycji w Zieleńcu.
[ramka][srodtytul]Co łączy aferę wyciągową z aferą hazardową[/srodtytul]
CBA wpadło na trop afery hazardowej, prowadząc inną operację o kryptonimie „Yeti”. Od lipca 2008 roku funkcjonariusze biura ścigali w jej ramach korupcję w dolnośląskich samorządach. Chodziło o wręczanie przez biznesmenów łapówek urzędnikom za pozytywne rozstrzygnięcia przy załatwianiu decyzji administracyjnych dotyczących zmiany przeznaczenia gruntów.
Jedną z osób pojawiających się w tej sprawie był Ryszard Sobiesiak, biznesmen z branży hazardowej.
CBA podsłuchiwało jego rozmowy m.in. te dotyczące nowej inwestycji w Zieleńcu (dziś tę sprawę bada prokuratura).
Właśnie wtedy CBA wpadło na trop afery hazardowej. Okazało się bowiem, że biznesmen bardzo często kontaktuje się z różnymi politykami Platformy (m.in. Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim) i namawia ich do blokowania ustawy, która miała wprowadzić dodatkowe obciążenia dla branży hazardowej.
CBA zdecydowało wówczas o rozpoczęciu operacji „Black Jack”. Okazało się, że lobbing Sobiesiaka jest skuteczny, gdyż niekorzystne dla branży hazardowej zapisy miały zniknąć z ustawy, do czego według biura przyczynili się Chlebowski i Drzewiecki. W połowie sierpnia o sprawie szef CBA Mariusz Kamiński powiadomił premiera Donalda Tuska. Dwa tygodnie później biuro zorientowało się, że doszło do przecieku. We wrześniu Kamiński wysłał materiały dotyczące tej sprawy do prezydenta, władz Sejmu i Senatu. Po ujawnieniu afery przez „Rz” Chlebowski zrezygnował z funkcji szefa Klubu PO. Do dymisji z funkcji ministra sportu podał się też Drzewiecki. Premier odwołał ze stanowiska jeszcze m.in. szefa MSWiA Grzegorza Schetynę.
Od listopada 2009 r. aferę hazardową wyjaśnia sejmowa komisja śledcza.
[i]—js[/i] [/ramka]