Katoliku, wyjdź z szafy

Adopcja dzieci przez pary homoseksualne to już dla wyzwolonych Francuzów trochę za dużo. Rewolucja obyczajowa powinna przecież mieć swoje granice.

Publikacja: 19.01.2013 00:01

Frigide Barjot: ultramontanka z różową szminką

Frigide Barjot: ultramontanka z różową szminką

Foto: AFP

Artykuł pochodzi z tygodnika Plus Minus

Specjalne pociągi i wynajęte autokary 13 stycznia dowiozą do Paryża demonstrantów z całego kraju. Manifestacja przeciwników „małżeństwa dla wszystkich" ma wstrząsnąć Francją. Czy rządząca lewica ugnie się pod presją ulicy?

? Nie tworzy się prawa, kierując się liczbą manifestantów – oświadczył prezydent François Hollande. To jasny i czytelny przekaz, że nie zamierza się wycofywać ze swego sztandarowego projektu.

Kiedy w czasie kampanii prezydenckiej Hollande podjął zobowiązanie, że zalegalizuje małżeństwa homoseksualne, przeszło to niemal bez echa. Mogło się wydawać, że liberalne społeczeństwo francuskie milcząco się na nie godzi, uznając, że są to zmiany nieuniknione.

Jednak rozwój wydarzeń zaskoczył wszystkich. „To prawdziwe przebudzenie " – mówią dziś francuscy katolicy. Jak należało oczekiwać, to Kościół katolicki zainicjował ruch sprzeciwu wobec „małżeństwa dla wszystkich", zwanego inaczej od nazwiska minister sprawiedliwości Christiane Taubira „ustawą Taubiry".

Ale choć sprzeciw Kościoła jest naturalny, to nieoczekiwana jest olbrzymia skala protestu.

Zwierzchnik francuskiego Kościoła, kardynał André Vingt-Trois, zaczął kampanię sprzeciwu spokojnie i dyplomatycznie, prowadząc dyskretne konsultacje z przedstawicielami innych chrześcijańskich wyznań oraz wielkich religii monoteistycznych. Znalazł w nich sojuszników – kolejno oświadczali publicznie, że z ich punktu widzenia „małżeństwo dla wszystkich" jest niemożliwe do zaakceptowania, bo małżeństwo to zawsze związek kobiety i mężczyzny.

Manifa dla wszystkich

Wreszcie nadszedł czas na „mocny sygnał dla rządzących", jak kardynał Vingt-Trois określił w liście do biskupów narodową modlitwę za Francję, która latem ubiegłego roku odbyła się w kościołach całego kraju. Sięgnięcie do tradycji z czasów Ludwika XIII, zapomnianej po II wojnie światowej, świadczy o tym, że Kościół uznaje sytuację za dramatyczną. Wierni modlili się, by dzieci „nie były przedmiotem pragnień i konfliktów dorosłych i mogły w pełni cieszyć się miłością matki i ojca".

To właśnie adopcja dzieci przez pary homoseksualne, którą legalizuje projekt ustawy Taubiry, budzi największe emocje.

Retoryka rządzącej lewicy jest niezmienna – każdy ma prawo do małżeństwa i każdy ma prawo do posiadania dzieci. Na tym polega postęp i jest on nie tylko w interesie mniejszości seksualnych, ale także całego społeczeństwa. Oraz oczywiście samych dzieci.

?Nie istnieje żadne prawo do dziecka. Istnieją prawa dziecka – odpowiadają przeciwnicy.

Wizja adopcji dzieci przez homoseksualne pary niepokoi większość Francuzów. Nie tylko nie przyzwyczaili się do myśli, że będzie to możliwe, ale, jak wynika z badań opinii publicznej, w miarę upływu czasu są coraz bardziej sceptyczni

To właśnie ta kobieta będzie 13 stycznia przyjmować defiladę setek tysięcy ludzi biorących udział w manifestacji. Tak napisało „Le Figaro" o Frigide Barjot, charyzmatycznej egerii francuskich katolików.

50-letnia Frigide Barjot to prawdziwy kłopot dla zwolenników „małżeństwa dla wszystkich". Udało jej się osiągnąć rzecz z pozoru niemożliwą – pod sztandarami walki z ustawą Taubiry skupiła wokół siebie środowiska, które teoretycznie wszystko powinno dzielić. Do kolektywu Manif pour Tous, czyli Manifa dla Wszystkich,  weszli katolicy i ateiści, chrześcijańskie stowarzyszenia rodzinne i laiccy merowie stojący na straży kodeksu cywilnego. A nawet ci geje, którzy uważają, że adopcja dzieci to o jeden krok za daleko.

Kiedy demonstracje organizowały organizacje katolickie, przychodziło kilka tysięcy osób. Frigide Barjot potrafi wyprowadzić na ulice setki tysięcy.

Siła Frigide Barjot tkwi w jej niekonwencjonalności. Łamie obyczajowe tabu, nie waha się przed prowokacją. – Dziecko to owoc orgazmu kobiety i mężczyzny – krzyczała, otwierając poprzednią wielką manifestację.

Kiedy występuje w studiu telewizyjnym, podaje racjonalne argumenty przeciw adopcji dzieci przez homoseksualistów, ale potrafi też wypalić „moja macica woła »nie«".

Ta błyskotliwie inteligentna absolwentka ekskluzywnego Instytutu Nauk Politycznych – której profesorem był zresztą François Hollande – doskonale rozumie, że we współczesnym świecie przekazem staje się wizerunek.

Do tej pory wizerunkowo wygrywali zawsze zwolennicy małżeństw homoseksualnych. Zdjęcia z demonstracji kiss-in, podczas których jednocześnie całowały się setki par gejów i lesbijek, trafiały na czołówki gazet.

Miały świadczyć o romantycznych uczuciach łączących przedstawicieli mniejszości seksualnych i budziły często sympatię.

Przeciwnicy byli z reguły medialnie obsadzeni w innej roli – nudnych i sztywnych katoli, z zasady nieufnie patrzących na zmieniający się świat, którzy ludzkim emocjom mogą przeciwstawić tylko jakieś niezrozumiałe dogmaty.

Przytul geja

Mistrzyni happeningu Frigide Barjot stara się więc ukraść przeciwnikom show, planując każdą manifestację w sposób godny stratega.

– Jeśli pojawią się aktywistki Femenu, uśmiechajcie się do nich i podziwiajcie ich obnażone kształty. Możecie nawet tak jak one zrzucić koszulki – mówi swoim zwolennikom.

I to działa: na poprzedniej wielkiej manifestacji zorganizowanej w listopadzie przez Frigide Barjot feministki Femenu się po prostu nie pojawiły. Chociaż w welonach zakonnic i z napisami „Fuck Church" przepychały się z demonstrantami na manifestacji firmowanej przez katolicką Civitas. Co oczywiście wywołało medialny skutek – katoliccy demonstranci zostali napiętnowani jako agresorzy. A politycy rządzącej partii socjalistycznej zaczęli głośno mówić, że powinno się zdelegalizować katolickich integrystów.

?– Bądźcie uprzejmi – powtarza stale Frigide Barjot. – Jeśli na chodnikach przy trasie naszego przemarszu pojawią się protestujący homoseksualiści, machajcie do nich przyjaźnie. Możecie ich też przytulić. Nie jesteśmy przecież homofobami – mówi – i nie przejawiamy agresji. Mamy jednak wyraźne poglądy i zrobimy wszystko, by nasz głos był słyszany.

Bo Frigide Barjot poglądy ma wyraźne i nigdy ich nie ukrywa. Jak twierdzi, nadszedł czas na coming out katolików. We współczesnym świecie może być on znacznie trudniejszy niż „wyjście z szafy " mniejszości seksualnych. Jeśli oczywiście katolicyzm traktuje się poważnie. „Love it or live it" – powtarza Frigide Barjot, uważając, że w kwestii nauczania Kościoła nie może być kompromisów.

Jest frywolna i pikantna – nawet jej pseudonim Frigide Barjot jest kalamburem Brigitte Bardot. Uwielbia nocne kluby, jej znakiem firmowym jest kolor ostrego różu – począwszy od skutera, którym się porusza, a skończywszy na minispódnicy. Ale w kwestii wartości chrześcijańskich jest nieprzejednana – od ponad 20. lat w monogamicznym związku małżeńskim, matka dwojga dzieci, które uczy dogmatów wiary. Doktryny Kościoła broni tak zażarcie, że przeciwnicy nazywają ją „groupie Benedykta XVI".

Darkroom zamiast małżeństwa

Małżeństwo to kontrakt, który ma zapewnić ochronę rodziny i dzieci. Nie jest dyskryminacją stwierdzenie, że dziecko ma prawo po posiadania ojca i matki, tak samo jak ja ich miałem – mówi publicznie 21-letni Xavier Bongibaul. Trudno zarzucić mu homofobię – jest przecież zdeklarowanym gejem.

To jeden z najbliższych współpracowników Frigide Barjot, godzinami przesiaduje z nią w modnej paryskiej kawiarni – bo wszystko, co dotyczy tej egerii nowoczesnych katolików, jest przecież modne i artystyczne, co dodatkowo irytuje jej przeciwników. Razem układają tam plany kampanii sprzeciwu.

Linia podziału zwolenników i przeciwników „małżeństwa dla wszystkich" przebiega też przez środowisko homoseksualne.

„Jestem gejem, pozostaję w związku partnerskim i to mi w zupełności wystarcza. Powiem szczerze i otwarcie: w społeczności gejów miłość nie jest rzeczą ważną dla około 90 procent. Większość uprawia seks na prawo i lewo, w saunach i dark- roomach. Małżeństwo może dotyczyć najwyżej jednego procentu z około sześciu milionów. Bardzo niewielu z nas jest z kimś związanych na dłużej. Nienawidzę gejowskiego getta" – pisze na jednym z forów internauta o nicku Mehdi Sabagoui.

Jak twierdzi Xavier Bongibaul, który założył stowarzyszenie Plus Gay sans Marriage, czyli  Bardziej Gejowski bez Małżeństwa, większości francuskich gejów naprawdę nie zależy na małżeństwie, wręcz kpią z niego. Preferują hedonistyczny styl życia. Ale boją się publicznie wyrażać swe poglądy, bo aktywiści LGBT wywierają na nich presję. – To absurdalne, ale nawet ja zostałem przez aktywistów LGBT nazwany faszystą i homofobem – mówi Bongibaul.

Puszka Pandory

Wprowadzenie małżeństw homoseksualnych oznacza zniszczenie społeczeństwa. Będzie miało wiele konsekwencji. Potem dojdzie do związków trzech, czterech osób. Aż pewnego dnia upadnie zakaz kazirodztwa – oświadczył publicznie kardynał Pierre Barbarin, arcybiskup Lyonu. Jak należało się spodziewać, polemiczna szarża kardynała wywołała burzliwie reakcje.

W brutalnej formie hierarcha Kościoła wskazał jednak na jeden z najbardziej istotnych i niepokojących problemów związanych z małżeństwami tej samej płci.

Kiedy w czasach prezydentury Mitteranda umożliwiono parom homoseksualnym zawieranie związków partnerskich, czyli podpisywanie tzw. cywilnej umowy o solidarności PACS, wydawało się, że środowiska LGBT wywalczyły wszystko, co jest możliwe. Nie kryły wówczas satysfakcji. Ale 13 lat później okazuje się, że PACS to o wiele za mało. Nie chodzi o względy praktyczne, bo przecież PACS dawał ochronę prawną i skarbową podobną do tej, jaka przysługuje małżeństwom, i proponowano niedawno jego jeszcze dalej idącą, ulepszoną wersję.

Co stanie się później, gdy wprowadzi się już małżeństwa homoseksualne, jaka kolejna granica cywilizacyjna zostanie przesunięta?

To pytanie, które zadaje sobie nie tylko konserwatywny kardynał Barbarin, uważany za jednego z kandydatów na przyszłego papieża.

„Witajcie w Sodomie i Gomorze. To koniec tej cywilizacji" – napisano na transparencie aktywistów LGBT, blokujących w Lille trasę przemarszu katolickich demonstrantów podczas listopadowych demonstracji.

Bezpośrednim skutkiem przyjęcia ustawy Taubiry będzie umożliwienie adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Następnym krokiem ma być legislacyjne zagwarantowanie sfinansowania przez państwo medycznie wspomaganej prokreacji dla lesbijek pozostających w związku małżeńskim. Jak twierdzą rządzący socjaliści, nie ma mowy o umożliwieniu parom gejowskim posiadania dzieci poprzez sztuczne zapłodnienie matek surogatek. Prawo francuskie nie przewiduje bowiem samej instytucji matek surogatek.

Ale to argument dość kruchy i wątpliwy. Jeśli bowiem zasadą „małżeństwa dla wszystkich" jest zagwarantowanie absolutnie wszystkim równych praw nie tylko dla małżeństwa, ale i posiadania dziecka, to wcześniej czy później zostanie wprowadzone takie rozwiązanie.

Kto będzie pierwszy

Grozi nam handlowa dewiacja. Pewnego dnia będzie można kupić dziecko przez Internet, będzie się produkować je dla każdego, kto zechce – przestrzega kardynał Vingt -Trois.

Zmiana polegająca na tym, że w kodeksie cywilnym określać się będzie małżeństwo jako związek zawarty między osobami różnej lub tej samej płci, wstrząśnie podstawami naszej cywilizacji.

Nie dotyczy ona tylko tego, co jest w Biblii, dotyczy wszystkiego, co związane jest z ludzkością – mówi zwierzchnik francuskiego Kościoła.

Zmieniona definicja małżeństwa pociągnie za sobą kolejne zmiany. Z kodeksu cywilnego ma zniknąć pojęcie „matka " i ojciec", zastąpione pojęciem „rodzice", a nawet „rodzic A " i „rodzic B".

Ten scenariusz jak z filmu science fiction przeraża nie tylko katolików.

To oznacza kres cywilizacji, którą znamy. Państwo nie może ulec terrorowi mniejszości narzucającej większości swoje egoistyczne cele – przestrzegali na łamach „Le Monde" czołowi francuscy psychoanalitycy.

Skrzykując się przez portale internetowe na manifestację 13 stycznia, przeciwnicy „małżeństwa dla wszystkich" zapowiadali, że to nie meta, ale dopiero początek ich długiego maratonu. Nie zamierzają ustępować, żądają referendum i prawdziwej narodowej debaty.

Rządząca lewica ciągle odpowiada „nie". Nie będzie referendum. I nie ma możliwości żadnego kompromisu. Zgromadzenie Narodowe ma w końcu stycznia głosować nad projektem rządowej ustawy. Socjaliści mają w nim większość, więc parlament powinien zadziałać jak sprawna maszynka do głosowania.

Pierwsza dama Francji Valérie Trierweiler szykuje się już, by być świadkiem na ślubie przyjaciół gejów. Poinformowała o tym opinię publiczną, uznając najwyraźniej, że ślub jest faktem niezwykle istotnym – choć sama nie ma ślubu z prezydentem i nazywana jest niekiedy „pierwszą konkubiną Francji".

Raczej nie będzie to jednak pierwszy homoseksualny ślub we Francji. Ten ma się odbyć w Montpellier, położonym na południu mieście, które zasłynęło kilka lat temu postawieniem pomnika Mao Tse-tunga.

Kilkuset francuskich merów – głownie niewielkich miejscowości i wsi – mówi jednak, że żadnych ślubów homoseksualnych udzielać nie zamierza. Będą się kierować klauzulą wolności sumienia.

A największa opozycyjna partia – centroprawicowa Unia na rzecz Ruchu Ludowego, z której wywodzi się Nicolas Sarkozy – zapowiada już, że jeśli dojdzie do władzy, to oczywiście „małżeństwo dla wszystkich" unieważni.

Artykuł pochodzi z tygodnika Plus Minus

Specjalne pociągi i wynajęte autokary 13 stycznia dowiozą do Paryża demonstrantów z całego kraju. Manifestacja przeciwników „małżeństwa dla wszystkich" ma wstrząsnąć Francją. Czy rządząca lewica ugnie się pod presją ulicy?

Pozostało 98% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej