Reklama

Policjanci ukrywali ważny dowód

Sprawa Olewnika. Dwa tygodnie po porwaniu śledczy mieli dowód prowadzący wprost do szefa gangu. Przez cztery lata nic z nim nie zrobili

Publikacja: 17.04.2008 04:42

Ten dowód to kaseta VHS, na której widać, jak Wojciech F. 28 października 2001 r., dzień po porwaniu Krzysztofa Olewnika, kupuje telefon. Z tego numeru bandyci wykonali pierwsze połączenia do rodziny ofiary z żądaniem okupu.

„Rz” ustaliła, że kasetę, na której widać F. kupującego w hipermarkecie Auchan w Warszawie aparat, płoccy policjanci zabezpieczyli już na początku listopada 2001 r. Ale na cztery lata o niej „zapomnieli”. A trop prowadził do szefa grupy.

Zatajenie tak ważnego dowodu wyszło na jaw, gdy w maju 2005 r. śledczy przesłuchali Urszulę P. – ekspedientkę, która sprzedała aparat Wojciechowi F. Mimo upływu lat kobieta dokładnie zapamiętała kupującego. – Była niedziela, kończyłam pracę, gdy zjawił się ten klient i kupił za gotówkę najdroższy wtedy zestaw za 682 zł – zeznała Urszula P. Klienta zapamiętała z kilku powodów: nie chciał skorzystać z promocji, mimo że mógł kupić taki sam aparat za złotówkę. Poza tym, jak twierdziła, był bardzo podobny do zmarłego tragicznie piosenkarza Andrzeja Zauchy.

Kiedy w 2005 r. podczas przesłuchania śledczy pokazali ekspedientce zdjęcie Wojciecha F., kobieta bez trudu rozpoznała w nim mężczyznę, który cztery lata wcześniej kupił telefon. Wyjawiła też, że już w 2001 r. byli u niej płoccy policjanci i pytali o nabywcę tego aparatu. Chociaż ekspedientka precyzyjnie go opisała, funkcjonariusze tych informacji nie wykorzystali.

Możemy mówić co najmniej o błędzie, jeśli nie o celowym działaniu

Reklama
Reklama

– Nie sporządzono portretu pamięciowego i choć zabezpieczono dokumenty z numerem aparatu i karty SIM, to telefonu nie poddano monitoringowi. A tak można było dotrzeć do osób, które się nim posługiwały – mówi „Rz” jeden ze śledczych.

Jak wynika z ustaleń olsztyńskich prokuratorów, którzy teraz badają błędy w śledztwie, telefon kupiony przez Wojciecha F. posłużył do pierwszych kontaktów porywaczy z rodziną Olewników. To z niego w styczniu 2002 r. bandyci dzwonili na numer Katarzyny F., żony szefa gangu. Zaraz potem porzucili aparat na stacji paliw w Poznaniu. Kasetę z monitoringu stacji policjanci też zabezpieczyli, ale i ten dowód wyszedł na światło dzienne dopiero po blisko pięciu latach.

Kto odpowiada za zatajenie ważnych dowodów? Zaniedbania obciążają płockich policjantów, którym wtedy prokuratura w całości powierzyła śledztwo.

Z notatki, która jest w aktach sprawy z wiosny 2005 r., napisanej przez policjanta Henryka S., wynika, że jego kolega Maciej L. dopiero wtedy przekazał mu kasetę z monitoringu w Auchan.

– Możemy mówić co najmniej o błędzie, jeśli nie o celowym działaniu – tak mecenas Ireneusz Wilk, adwokat rodziny Olewników, komentuje działania związane z ukryciem kaset. – Dowody w sprawie uprowadzenia traktowano w dowolny sposób. Jedne włączano do akt sprawy, inne nie wiadomo z jakich powodów pomijano.

Ten dowód to kaseta VHS, na której widać, jak Wojciech F. 28 października 2001 r., dzień po porwaniu Krzysztofa Olewnika, kupuje telefon. Z tego numeru bandyci wykonali pierwsze połączenia do rodziny ofiary z żądaniem okupu.

„Rz” ustaliła, że kasetę, na której widać F. kupującego w hipermarkecie Auchan w Warszawie aparat, płoccy policjanci zabezpieczyli już na początku listopada 2001 r. Ale na cztery lata o niej „zapomnieli”. A trop prowadził do szefa grupy.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Ceny mieszkań spadną? Katowicki podatek dla deweloperów inspiracją dla Warszawy
Kraj
Wisła odbija od dna. Poziom wody rośnie. Prognozują „nawet” 18 centymetrów
Kraj
10 mln zł na promocję lotniska w Radomiu. Czy uda się ściągnąć przewoźników?
Kraj
Kontrowersyjna instalacja na stołecznym Placu Zbawiciela ma tworzyć prawdziwą tęczę z wody
Reklama
Reklama