O sprawie “Rz” pisała w środę. Z naszych informacji wynikało, że możliwe, iż jeden z poziomów w Boryni, gdzie tydzień temu doszło do wybuchu metanu, może zostać zalany, by zneutralizować zagrożenie pożarowe. Ale to zatarłoby ślady pozwalające ustalić przyczyny wypadku.
Według ekspertów zagrożony rejon powinny chronić dwie tamy
25-osobowa komisja ekspercka powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego uznała wczoraj, że nie ma potrzeby, by zalewać zagrożony rejon wodą. Zostaną tam ustawione dwie tamy przeciwwybuchowe. To znaczy, że wizja lokalna na dole będzie się mogła odbyć dopiero po dwóch – sześciu miesiącach, ale za to nie zostaną zniszczone ślady.
– Zagrożenie pożarowe na poziomie 838 m nie jest aż tak duże, by konieczne było zalewanie tego rejonu wodą – mówi Edyta Tomaszewska, rzeczniczka WUG.
W piątek w Boryni zbierze się zespół kopalniany na czele z dyrektorem zakładu, który podejmie ostateczną decyzję o sposobie neutralizacji zagrożenia pożarowego pod ziemią. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się jednak, by dyrekcja którejkolwiek kopalni podważyła stanowisko komisji WUG (choć jest on tylko organem opiniującym).