Ma opinię prężnego, przedsiębiorczego człowieka – mówi o Sławomirze Julkem Maciej Płażyński, jeden z założycieli PO. – W polityce jest niewielu ludzi, którzy dają sobie radę w biznesie – dodaje. Jednak po ujawnieniu przez 32-letniego sopockiego biznesmena korupcyjnej propozycji złożonej mu przez prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego jego kariera polityczna może się szybko zakończyć. Większość członków konserwatywnej frakcji PO należących do Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści żałuje dziś, że poparła kandydaturę Julkego w czerwcowych wyborach na prezesa stowarzyszenia. – Plujemy sobie w brodę. "Karczmarz" wywinął niezły numer "Karnolowi" i nam też. Jacek popierał go na zjeździe i dzięki temu wygrał wybory – mówią anonimowo. Teraz podejrzewają, dlaczego Julke był przeciwny przyznaniu Karnowskiemu tytułu honorowego członka stowarzyszenia. – Wiedział, że doniesie – mówi anonimowo jeden z nich. Wieczorem członkowie MK zaapelowali do Julkego o rezygnację z funkcji głównego prezesa.
Jan Kozłowski, marszałek województwa pomorskiego i szef regionalnej PO, pytany o biznesmena odpowiada krótko: – Praktycznie go nie znam, ale wydawał się dynamicznym człowiekiem. Sprawiał dobre wrażenie – mówi. Jednak w polityce Julke nie osiągnął żadnych sukcesów. W 2002 roku z ramienia Platformy startował do gdańskiej rady miasta. Mimo kosztownej kampanii nie udało mu się zdobyć mandatu radnego. Potem związał się z frakcją konserwatywną PO zrzeszoną wokół Karnowskiego. Podczas wyborów samorządowych w 2006 r. Julke mocno zaangażował się w pomoc w rozwieszaniu plakatów Karnowskiego. Sam również ubiegał się o mandat radnego, ale po raz drugi nie udało mu się przekonać do siebie wystarczającej liczby wyborców.
Biznes zacząłem sprzedając soki, lody i kawę. Ciężko pracowałem, aby coś osiągnąć - Sławomir Julke, sopocki biznesman
– Nie mam jednak żadnych ambicji politycznych – twierdzi sopocki biznesmen.
Julke zrealizował się za to w biznesie. Po odejściu z "Dziennika Bałtyckiego", w którym pracował jako dziennikarz, wpadł na pomysł rozkręcenia interesu. Za pieniądze z ostatniej wypłaty i pożyczkę od rodziny w 1997 r. otworzył na Półwyspie Helskim punkt sprzedaży soków, a później "wszedł" w lody. – Przez wiele lat pracowałem bardzo ciężko, aby osiągnąć to, co mam – mówi "Rz" Julke. – Biznes zacząłem, sprzedając soki, lody i kawę, ciężko i uczciwie pracując – podkreśla. Julke, z pochodzenia Kaszub, wydzierżawił lokal na jednej z najbardziej znanych ulic Gdańska – Mariackiej, który po kilku latach wykupił. Dochody z kawiarni i ze sprzedaży lodów go nie satysfakcjonowały. Wydzierżawił kilka lokali w Trójmieście i pod szyldem Nescafe zaczął sprzedawać kawę i ciastka. – Kaszubi są uparci i taki był. W swoich knajpach czepiał się najdrobniejszych rzeczy. Wtedy zaczęto o nim mówić "Karczmarz". Nie przejmował się za bardzo, choć było widać, że mocno go to denerwuje – mówi osoba związana z pomorską PO.