Grzegorz Miecugow: Odpowiedzialność za słowo

Apeluję do moich koleżanek i kolegów po fachu o napisanie środowiskowego projektu ustawy przywracającej elementarne zasady funkcjonowania wolnych mediów w Polsce – wzywa publicysta TVN

Publikacja: 08.10.2008 02:29

Ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające, że karanie za niedopełnienie obowiązku autoryzacji przez dziennikarza nie narusza wolności słowa, to bardzo zły znak dla tejże wolności w Polsce. Nie można mieć pretensji do Trybunału, który bada zgodność poszczególnych przepisów z prawem konstytucyjnym. Można natomiast, i trzeba, mieć żal do naszej klasy politycznej. Za to, że uchwala tak fatalne prawo.

[srodtytul]Folklor nadwiślański[/srodtytul]

Polska tradycja autoryzowania wypowiedzi udzielonych mediom jest w świecie Zachodu ewenementem. Gdybyśmy zapytali dowolnego polityka z Wielkiej Brytanii o to, czy robi coś takiego u siebie, najpewniej najpierw mocno by się zdziwił, a potem wybuchnął śmiechem. W dojrzałych demokracjach jest bowiem nie do pomyślenia, żeby polityk mógł post factum manipulować własną wypowiedzią. Dlatego każdy zastanawia się dwa razy, zanim powie coś prasie. Bo dobrze wie, że jeśli chlapnie, nie będzie żadnej możliwości wstrzymania publikacji.

Co innego politycy znad Wisły. Ci bardzo chętnie rozmawiają z dziennikarzami, opowiadają niestworzone nieraz historie, bo wiedzą, że będą mogli po wszystkim na spokojnie usiąść i dowolnie przerobić własną wypowiedź. To idiotyczna sytuacja, która zdejmuje z polityków elementarną odpowiedzialność za słowo.

O ile dotychczas autoryzowanie było obyczajem, to po orzeczeniu TK staje się bezwzględnym obowiązkiem, obłożonym sankcją prawnego ścigania sprawcy jego niedopełnienia. To sygnał dla naszych polityków: „mówcie, co chcecie, bo i tak będziecie mogli to potem przerobić. A za wasze ewentualne niefortunne wypowiedzi odpowiedzialność poniosą dziennikarze”.

Sam często udzielam wywiadów. Nigdy nie proszę jednak o autoryzację, ponieważ zakładam, że dziennikarz, który ze mną rozmawia, jest osobą poważną i odpowiedzialną. Jeśli nie jest i wkłada mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem, nie udzielam mu więcej wywiadów. Sądzę, że moja postawa jest dość oczywistym przejawem odpowiedzialności za słowo. Jeśli bowiem coś mówię, to nie po to, żeby kilka godzin później zmieniać zdanie i manipulować własnymi wypowiedziami. Zdaję sobie przy tym sprawę, że niemożliwe jest literalne przełożenie języka mówionego na pisany. Nie można mieć więc pretensji do dziennikarza za to, że zmodyfikował wypowiedź w aspekcie językowym.

[srodtytul]W matni[/srodtytul]

Politycy takich oporów jednak nie mają. O ile dotychczas chętnie wytaczali dziennikarzom procesy, i często je wygrywali, to teraz możemy oczekiwać całej lawiny pozwów. To bardzo źle wróży wolności słowa w Polsce. Dziennikarze pracujący w poczuciu, że za każdy niekorzystny dla władzy materiał mogą być ciągani po sądach i obciążani kosztownymi karami, będą znacznie mniej skłonni do tropienia afer. Tym bardziej że na obowiązkowej autoryzacji absurdy polskiego prawa się nie kończą.

W Polsce wciąż obowiązuje prawo prasowe z lat 80., kiedy to dziennikarzy można było skazywać za „podważanie zaufania” do osób publicznych i instytucji. Jest to sprzeczne z podstawowym zadaniem wolnych mediów w demokracji – patrzeniem władzy na ręce. Działalność dziennikarzy krępuje dodatkowo ogromne zagmatwanie przepisów. Ustawy nakładają się na siebie, otwierając nieograniczone pole manewru dla prawników, od których zdolności retorycznych i umiejętności stosowania procesowych forteli zależy wyrok. W sytuacji braku jasnych zabezpieczeń wolności słowa dziennikarze znajdują się więc na straconej pozycji. Dysponują bowiem znacznie mniejszymi środkami na prowadzenie kosztownych procesów niż instytucje, korporacje i osoby, których ciemne sprawki ujawniają.

[srodtytul]Apel do dziennikarzy[/srodtytul]

To nie jest branżowy problem dziennikarski. Wolność słowa jest bowiem jedną z najważniejszych wartości, jakie udało nam się wywalczyć po roku 1989.

A wolne media są oczami, uszami i ustami społeczeństwa. Jeśli możliwość używania tych zmysłów jest ograniczana, demokracja jest zagrożona. Dziennikarstwo to zawód publicznego zaufania i służby, więc krępowanie jego swobody jest równoznaczne z krępowaniem obywateli.

Dlatego apeluję do moich koleżanek i kolegów po fachu o napisanie środowiskowego projektu ustawy przywracającej elementarne zasady funkcjonowania wolnych mediów w Polsce.

Mam nadzieję, że jesteśmy w stanie wywrzeć na polityków presję na tyle silną, żeby nie opłacało się im zlekceważyć takiej inicjatywy. W przeciwnym razie możemy zabrnąć w ślepy zaułek, przywołujący wspomnienie ponurych czasów, które już wystarczająco długo musieliśmy znosić.

[i]—not. br[/i]

Ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające, że karanie za niedopełnienie obowiązku autoryzacji przez dziennikarza nie narusza wolności słowa, to bardzo zły znak dla tejże wolności w Polsce. Nie można mieć pretensji do Trybunału, który bada zgodność poszczególnych przepisów z prawem konstytucyjnym. Można natomiast, i trzeba, mieć żal do naszej klasy politycznej. Za to, że uchwala tak fatalne prawo.

[srodtytul]Folklor nadwiślański[/srodtytul]

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej