Bałkańska wojna Niemiec, Austro-Węgier i Turcji przeciwko Rosji i Serbii mogła zapowiadać zwycięstwo państw centralnych, a więc przede wszystkim Niemiec. W środku kontynentu zdawał się rosnąć nowy hegemon. Było to niewątpliwym zagrożeniem dla Francji, a niepokoiło także Anglię. Próbować zapobieżenia zagrożeniu można było, włączając się w konflikt po stronie rosyjskiej, próba była wszakże i kosztowna, i ryzykowna. Francuzi, pragnący za jednym zamachem odzyskać też Alzację i Lotaryngię, zdecydowali się na to ryzyko błyskawicznie, Anglicy zastanawiali się do ostatniej chwili. To rozłożenie decyzji w czasie i przeciągająca się niepewność co do rezultatu uczestnictwa Brytyjczyków w wojnie wskazuje, że sławiony dziś już od blisko stu lat sojusz Ententy nie był mechanizmem do końca pewnym i nie działał automatycznie.
Listę przewidywanych zysków i nieuniknionych kosztów przedsięwzięcia każdy z uczestników zestawiał indywidualnie. Każdy przy tym deklamował o swoim głębokim umiłowaniu pokoju i o dramacie, jakim jest dla niego zbrojne wystąpienie w obronie zaatakowanej lub zagrożonej ojczyzny. Wojna była mu narzucona przez wroga. Ten przez wszystkich przestrzegany ton sprzecznych propagand narodził się w ostatnich tygodniach przed wybuchem wojny, trwał przez cały jej czas, kulminował w epoce Wersalu, ale pozostał i w pamiętnikach pisanych pod koniec lat 20. Do inicjatywy wojennej nie chciał przyznać się nikt, wszyscy jakoby zostali do niej zmuszeni przez przeciwników.
[srodtytul]Okaleczone mocarstwa[/srodtytul]
Sukces miewa podobno ojców wielu, a sierotką jest klęska. Otóż wielkiej wojny za sukces nie mogło poczytać żadne z pięciu mocarstw, które decydowały o jej rozpoczęciu. Trzy spośród nich – Rosja, Austro-Węgry i Niemcy – poniosły w niej klęskę totalną i wręcz nie dożyły momentu zawarcia pokoju. Dwa pozostałe – Francja i Anglia – odniosły wprawdzie militarne i polityczne zwycięstwo, ale jego koszty – biologiczne, psychospołeczne i gospodarcze – zwłaszcza w przypadku Francji, ale nawet Anglii, okazały się tak wielkie, że o sukcesie historycznym mówić tu trudno.
Żaba okazała się niestrawna już od pierwszych kąsków. Mocarstwa, rozpoczynając wojnę, wyobrażały ją sobie jako sekwencję działań szybkich, przynoszących natychmiastowe i definitywne rezultaty militarne, a w ślad za nimi polityczne. Poszczególne kampanie miały rozgrywać się w ciągu tygodni, cała wojna miała się rozstrzygnąć w kilka miesięcy. Na taki czas były obliczane oraz mobilizowane siły żywe i ich uzbrojenie, i amunicja, i cały ogromny budżet wojenny. Rzeczywistość okazała się inna – i to począwszy od samej batalistyki. Sama technika wojenna roku 1914 i wyposażenie walczących armii przechylało w zwarciu szanse skuteczności na stronę działań obronnych, ataki okazywały się udane tylko tam, gdzie zdołano je skierować w luki w przygotowanych liniach oporu. W efekcie większość prowadzonych kampanii uwięzła w okopach wojny pozycyjnej, a więc toczącej się bardzo powoli.