Za sprawą zarzutów, jakie szczecińska prokuratura postawiła siedmiu byłym urzędnikom Komisji Nadzoru Finansowego, jak bumerang wraca sprawa największej afery finansowej w historii – upadku SKOK Wołomin. W ciągu pięciu lat zorganizowana grupa przestępcza wyprowadziła z niego, głównie przez kredyty zabezpieczone hipotecznie, 2,75 mld zł zarówno na tzw. słupy, jak i osoby znane, np. biznesmenów.
W tym miesiącu w postępowaniu upadłościowym, jakie trwa w sądzie, zapadły kluczowe dla tysięcy kredytobiorców i członków SKOK decyzje.
Jak ustaliła „Rzeczpospolita", 6 grudnia nowy sędzia komisarz zdecydował o wystawieniu przedsiębiorstwa bankowego SKOK Wołomin na sprzedaż – za cenę wywoławczą 1 zł (słownie: jeden złoty). Nabywca, którym zgodnie z prawem może być tylko inny bank, przejmie m.in. zobowiązania kasy wobec jej klientów w kwocie 119 mln zł oraz, niestety, tylko 356 tys. zł w gotówce – bo zgodnie z decyzją sądu z przetargu wyłączono blisko 200 mln zł gotówki zgromadzonej w upadłej kasie ze spłat kredytów spływających podczas blisko czterech lat trwania postępowania upadłościowego.
Przy takiej koncepcji sprzedaży można odnieść wrażenie, że kasa jest dla potencjalnego banku-nabywcy nic nie warta – świadczyć ma o tym symboliczna złotówka. Jednak bank, który przystąpiłby do przetargu, zrobiłby doskonały interes.
Lata stagnacji
Sąd ogłosił upadłość SKOK Wołomin 5 lutego 2015 r. Jeszcze w lipcu 2014 r. ta druga pod względem wielkości kasa w kraju ogłaszała świetny wynik finansowy zatwierdzony przez biegłego rewidenta – zysk 33 mln zł za pierwsze półrocze 2014 r. i tzw. współczynnik wypłacalności 7,99 proc. Dziś wiadomo, że dane od dawna fałszowano.