Jesienią 2007 roku głośno było o możliwym objęciu przez Tomasza Lisa stanowiska redaktora naczelnego „Dziennika”. Oburzeni pomysłem dziennikarze odpowiedzieli artykułem, który sam dotyczył innego tematu, ale w którym pierwsze litery wierszy układały się w zdanie „wała Tomaszowi Lisowi”.
Od tej pory na linii Lis – „Dziennik” wciąż iskrzy. Ostatnio coraz mocniej. „Ja sam jeszcze przez moment będę w cieniu łajdackiej i pałkarskiej kampanii, którą urządził przeciw mnie – razem z siostrzanym tabloidem – udający poważną gazetę „Dziennik”. To miał być polski „Die Welt”, ale do „Die Welt” ma się tak jak izba wytrzeźwień do Izby Lordów – pisał 3 stycznia w dzienniku „Polska” Lis. Dziennikarz nie szczędził gazecie uszczypliwości i przy innych okazjach. Według niego gazeta pisała nieprawdę o jego umowie z TVP i wielkich pieniądzach, jakie dzięki niej ma zarabiać.
W sobotę „Dziennik” odpowiedział tekstem „Tomasza Lisa kłopoty ze sobą” Michała Karnowskiego i Cezarego Michalskiego. Zarzucają Lisowi m. in.: że sam, będąc naczelnym krytykiem dziennikarzy mających wysługiwać się PiS, podjął pracę w TVP Andrzeja Urbańskiego. Ich zdaniem zrobił to tylko dla pieniędzy.
„Lis podjął się także uwiarygodniania nowej telewizji Farfała, bycia listkiem figowym człowieka, który był nacjonalistycznym ekstremistą” – piszą dalej dziennikarze. Stawiają też pytania, czy Lis jest jeszcze dziennikarzem czy już politykiem.
– Jestem przekonany, że nigdy nie pisaliśmy o Tomaszu Lisie w pałkarskim stylu. Jak każda gazeta mamy prawo opisywania tego, co dzieje się na rynku medialnym, m.in. decyzji Tomasza Lisa, który przyjął posadę w telewizji publicznej pod rządami Andrzeja Urbańskiego – mówi „Rz” Karnowski.