Dobijanie gadów

Najpierw obowiązkowa dawka kryzysowego strachu: Prawie cała Europa już tonie („Wyborcza“), Europa tonie w recesji („Polska“), Tak źle w Unii dotąd nie było („Dziennik“). „Wyborcza“ jeszcze dorzuca bezrobocie (26 mln za rok) i informuje, że ludzie wychodzą na ulice. Ale jak trochę poskrobać, to znów okazuje się, że jest źle a nawet dobrze. Dojechawszy na 32 stronę „Wyborczej“ możemy np. się pocieszyć tytułem: „EBOR: zbliża się koniec kryzysu“.

Aktualizacja: 16.05.2009 16:56 Publikacja: 16.05.2009 14:00

[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/05/16/pawel-bravo-dobijanie-gadow/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Apokaliptyczne hasła na pierwszych stronach to streszczenie danych o PKB za I kwartał, dopiero co opublikowanych oficjalnie, ale mających w sumie wartość historyczną i na pewno nie mogących stanowić o całości obrazu sytuacji. Pamiętam, że nie dalej jak we wtorek polskie wydanie „Financial Times“ w sieci omawiało świeższe dane i bardziej subtelne wskaźniki tytułem: „Kryzys już po punkcie przesilenia“ – za co ręczyli w tekście prezes Europejskiego Banku Centralnego oraz eksperci OECD. Jeszcze tydzień wcześniej ta sama gazeta zapewniała, że „Bruksela widzi koniec recesji“, choć przewiduje dalszy wzrost bezrobocia (ten sam, który „Wyborcza“ zauważa dopiero dziś). Najrozsądniej chyba stwierdzić: „jakoś to będzie“. Obawiam się, że nic mądrzejszego nie będę mógł Państwu zaproponować przez następne paredziesiąt kryzysowych weekendów.

Na poziom konkretu schodzi za to niezawodna językowo Zyta Gilowska. „Świat jest ciężko chory na niewydolność wątroby. Wyglądało na to, że będzie marskość“ – mówi w wywiadzie w „Polsce“. Była minister finansów przebija dotąd najgorszą prognozę deficytu budżetowego stawianą przez prof. Gomułkę i mówi o 80 miliardach, oraz wiesza psy na rządzie za bezczynność i opieszałość. Dowiadujemy się też, że pani profesor nie ma planów powrotu do polityki – co za wszelką cenę chcą podważyć autorzy jej sylwetki w „Dzienniku“(„PiSowska Wunderwaffe“). Autorzy silą imaginację, ale jedyne, co zostaje po lekturze, to wiedza, że prezes Kaczyński Gilowską lubi, a prezydent Kaczyński być może mianuje ją za rok do Rady Polityki Pieniężnej.

W wywiadzie z Gilowską wątek „bajek“ opowiadanych przez Platformę musiał zahaczyć o obowiązkowy punkt analiz politycznych tej wiosny, czyli PR i pytanie komu służy Janusz Palikot. „Nie uważam że rząd ma znakomity PR. To raczej PR ma rząd“ i dalej: „Palikot jest marionetką w rękach Donalda Tuska? – Nie w rękach Donalda Tuska – W czyich? – Ostre pytane“. Ten suspens trochę rozładuje nam czołówkowy materiał „Dziennika“, którego clou stanowi opis związków żołądkowego magnata z PR-owcem tytułującym się „magikiem głównym“ Jackiem Prześlugą. To on miał jakoby wynaleźć gumowego penisa jako narzędzie walki politycznej oraz stoi za innymi głośnymi zgrywami Palikota.

Dziennikowy tekst idzie w stronę śledztwa na temat lukratywnych kontraktów od instytucji państwowych, jakie dostają firmy Prześlugi od kiedy pracuje dla Palikota. Ale mi czerwoną lampkę zapaliła krótka wzmianka przypominająca, że tenże Prześluga kierował przez półtora roku spółką PKP-Intercity i to w czasach, kiedy zaczęła się ona dobrze wyróżniać na tle reszty zdychających polskich kolei. Pamiętam akcje marketingowe, które świadczyły, że ktoś myśli o pasażerach jak o klientach, a nie jak o ładunku i próbuje np. zachęcić ich różnymi sprytnymi zniżkami. Materialnych zmian w Intercity nie było wiele, przemalowane na biało wagony śmierdziały tak samo, ale „doświadczenie konsumenta“ zmieniło się skokowo na lepsze. Zaiste twórca biletu weekendowego to naprawdę godny przeciwnik PiSowskich spin-doktorów.

„Czwartym spin-doktorem nie jestem“ – zarzeka się Marek Migalski który opowiedział swoje rozterki politologa wchodzącego do polityki jednocześnie Piotrowi Zarembie z „Dziennika“ i Małgorzacie Subotić z „Rz“. Ciekawsza wydaje mi się ta druga rozmowa, może dlatego, że sam ją redagowałem, ale żeby było sprawiedliwie przyznam, że Zarembie udało się wydusić z pana doktora frapujące wyznanie: „Mówię panu o swoim rozczarowaniu zawodem komentatora. A nauka? (…)Te wszystkie ‘demokracje w dobie globalizacji‘, słuchając tego marnowało się czas .(…) Jak patrzę na swoich dawnych kolegów politologów, mam poczucie że bredzą“. Zarembie nie wypadało, ale ja mogę podsumować, że i on, i każdy inny doświadczony publicysta polityczny z porządną wiedzą historyczną umie formułować równie sensowne analizy jak naukowiec zwany politologiem. A nieraz i ciekawsze, bo pisanie do prasy wymaga jednak lepszych kwalifikacji językowych. Nie wiem, jak się sprawdzi Migalski jako polityk, ale obawiam się, że za ten wybuch szczerości powrót do akademickiego bredzenia będzie miał mocno utrudniony.

Na firmamencie „zjawisk“ mielonych przez prasę weekendową w tym sezonie pojawiła się tymczasem nowość – Declan Ganley. „Dziennik“ rozrabia na trzeciej stronie oczywistość, to znaczy rolę Romana Giertycha w polskiej odnodze partii Libertas, „Polska“ na trzeciej stronie drukuje wywiad z Irlandczykiem, z którego dowiadujemy się, że jedyna cena, o jakiej rozmawiał z Lechem Wałęsą to „cena wolności“, reszta to standardowe frazy zachodniego eurosceptyka w stylu brytyjskim. Za to „Wyborcza“ gruntownie prześwietla jego majątek – bo przecież wiadomo, że to co najbardziej boli, to nie jego wypowiedzi, ale skuteczność kampanii poparta solidnymi pieniędzmi. Żeby czytelnik mógł sprawnie wyrobić sobie zdanie, z jakim potworem mamy do czynienia, w tekście wytłuszczono różne słowa, które pozwolę sobie tu zestawić: „Nie wiadomo - nie opowiada - nigdy tego nie ujawnił - nie wspomina - milczy też – splajtował - wysokiej rangi amerykańskich wojskowych - koniem trojańskim Putina“. Wsio paniatno?

Drugim czarnym ludem dzisiejszej „Wyborczej“ jest Paul Cameron, twardy przeciwnik homoseksualizmu. Człowiek o poglądach nieraz szalonych, jakie błąkają się po obrzeżach opinii publicznej, ale podniesiony do rangi ważnego partnera dyskusji przez uwagę, jaką gazeta zdążyła mu już poświęcić. Zamiast odfajkować sukces w odwołaniu jego wykładu w murach warszawskiej uczelni i zapomnieć o całej sprawie, postanowiła udowodnić, że nie jest naukowcem (ergo – musi być w błędzie). Przypomina mi się uzasadnienie leningradzkiego sądu, który skazując niegdyś Josifa Brodskiego stwierdził, że podsądny „nie jawliajetsa poetom“, więc za słowa ponosi odpowiedzialność kryminalną a nie artystyczną. Ale całość wypadłaby zbyt cienko, w końcu autorytet nauki już nie jest taki jak kiedyś. Dlatego autor , choć deklaruje „nie chcę zaglądać Cameronowi do łóżka“ stawia tezę, że „może jest kryptogejem“.

Skąd ta zapalczywość w dobijaniu gada? W przypadku Ganleya znamienne są słowa Róży Thun, wypowiedziane w krótkiej rozmowie z Agnieszką Kublik z „Wyborczej“. Wydają mi się więcej warte od opasłych analiz mentalności unijnego establishmentu. Na pytanie o możliwą frakcję Libertas w Brukseli pani Thun wypsnęło się: „Taka malutka frakcja nie będzie miała żadnego wpływu. Ale może zatruć atmosferę“. Atmosferę może zatruć nieokrzesany gość na przyjęciu, ale nie poseł w ciele ustawodawczym, w parlamencie nie chodzi o to, żeby było przyjemnie – rzekłbym naiwnie, gdybym nie podejrzewał, że w eurowyborach chodzi przede wszystkim o zebranie miłej paczki na bankiet. I żeby nikt nie puszczał bąków przy stole.

Trochę zawilej, ale w podobnym duchu wyjaśnia nam to Slavoj Żiżek, skądinąd zwycięzca weekendowego rankingu gwiazd, obecny w „Rz“, „Dzienniku“ i „Wyborczej“. W tej ostatniej mówi o fenomenie „toksycznego podmiotu“, który zaprzecza idei miłości bliźniego. Może nim być imigrant, terrorysta, fundamentalistyczny ideolog, ksiądz, który molestuje dzieci. „Jeśli pójdziemy za tą logiką do samego końca, okazuje się, że toksyczny jest Bliźni jako taki, ponieważ nie jesteśmy w stanie urefleksyjnić otchłani jego pragnienia. (…) a zatem ostatecznym celem wszystkich reguł kierujących relacjami międzyludzkimi jest (…) zneutralizowanie tego toksycznego wymiaru, sprowadzenie Bliźniego do poziomu zwykłego sąsiada. Wszyscy kochamy naszych sąsiadów, ale nie chcemy, by byli toksyczni, tak jak lubimy pić kawę bez kofeiny, piwo bez alkoholu, colę bez cukru“.

Życzę wszystkim weekendu z kofeiną, alkoholem, cukrem. Nawet za cenę posiadania niewygodnych, niedomytych sąsiadów.

[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/05/16/pawel-bravo-dobijanie-gadow/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Apokaliptyczne hasła na pierwszych stronach to streszczenie danych o PKB za I kwartał, dopiero co opublikowanych oficjalnie, ale mających w sumie wartość historyczną i na pewno nie mogących stanowić o całości obrazu sytuacji. Pamiętam, że nie dalej jak we wtorek polskie wydanie „Financial Times“ w sieci omawiało świeższe dane i bardziej subtelne wskaźniki tytułem: „Kryzys już po punkcie przesilenia“ – za co ręczyli w tekście prezes Europejskiego Banku Centralnego oraz eksperci OECD. Jeszcze tydzień wcześniej ta sama gazeta zapewniała, że „Bruksela widzi koniec recesji“, choć przewiduje dalszy wzrost bezrobocia (ten sam, który „Wyborcza“ zauważa dopiero dziś). Najrozsądniej chyba stwierdzić: „jakoś to będzie“. Obawiam się, że nic mądrzejszego nie będę mógł Państwu zaproponować przez następne paredziesiąt kryzysowych weekendów.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej