Jest 7 września 1939 r. Na Warszawę sypią się bomby z samolotów Luftwaffe. Spod gmachu Zachęty wyrusza konna platforma z pięciometrową skrzynią. Nieliczni przechodnie, którzy mijają pojazd, przypuszczają zapewne, że przewozi potężną lufę do armaty lub czołgu.
Są w błędzie. Osoby prowadzące konwój nie są wojskowymi, tylko znanymi muzealnikami. To dyrektor administracyjny Zachęty Stanisław Radecki-Mikulicz i malarz Stanisław Ejsmond. Na platformie leży zaś zwinięta w rulon „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki.
Muzealnicy nie mają wątpliwości, że jeżeli przypominający o upokarzającej porażce sprzed pięciu wieków obraz wpadnie w ręce Niemców, to zostanie zniszczony. Postanawiają wywieźć go do Lublina.
To zadanie wyjątkowo trudne. Luftwaffe niemal całkowicie panuje nad Polską. Charakterystyczny pojazd rzuca się w oczy i jest doskonałym celem dla lotników. Muzealnicy dwukrotnie muszą zmieniać postrzelone konie. Wreszcie nad ranem
9 września docierają do Lublina. Gdy obraz zostaje przeniesiony na dziedziniec tamtejszego muzeum, rozpoczyna się niemiecki nalot na miasto.