Krzysztof Zieliński, tokarz, 43 lata w Cegielskim: – Nikt nie jest pewny jutra. Koledzy chodzą po zakładzie i wilkiem patrzą, bo w ręce mają wymówienie. Ale za chwilę my też możemy mieć. A wtedy – to jak u Laskowika i Smolenia – trzeba będzie się przerzucić na owoce i warzywa.
Roman Misiak, wytaczacz, 44 lata w Cegielskim: – W zakładzie pracował brat, kuzynów kilku. Wszyscy odeszli, a ja zostałem. Rosłem z tą firmą. A teraz nie umiem patrzeć, jak się to wszystko łamie, zapada...
Marek Tyliński, technolog, wiceprzewodniczący zakładowej "Solidarności", 32 lata w Cegielskim: – Mogę robić wszystko, naprawiać pończochy i piec rogale marcińskie. Ale tu nie chodzi tylko o mnie. W Polsce już nikt nigdy nie zbuduje okrętowego silnika. Tak kończy się pewna epoka.
[srodtytul]Bali się rygoru, ale szli[/srodtytul]
Różne osoby, niemal identyczne biografie. Dlaczego wybrali Cegielskiego? – A miałem inne wyjście? – odpowiada Krzysztof Zieliński. Jako młody chłopak mieszkał kilkaset metrów od fabryki – w dzielnicy Wilda. W Cegielskim pracowali jego matka i ojciec. – Pewnego dnia ojciec po prostu zaprowadził mnie do przyzakładowej szkoły. A potem poszło już z górki – wspomina. Był rok 1966.