Okolice poznańskiego Dworca Głównego. Wiata, pod którą chronią się przeganiani z dworca bezdomni. Na słupie ktoś przykleił ogłoszenie: "Poszukiwany dawca nerki. Dla ciężko chorego". Podał telefon i dopisał: "Wysoka nagroda!".
Chory, któremu nie zostało wiele czasu na potrzebny przeszczep? Bliski chorego? A może pośrednik w nielegalnym handlu organami?
[srodtytul]"Nic się pan nie boi" [/srodtytul]
Dzwonimy i udajemy człowieka, który chce sprzedać nerkę. Odbiera mężczyzna. Nie sprawia wrażenia kogoś, kto z desperacji lub z rozpaczliwej troski o stan zdrowia bliskiej osoby rozwiesił ogłoszenia. Zadaje zdecydowane, konkretne pytania: – Skąd pan jest? Z Poznania? Ile ma pan lat? Jest pan zdrowy? Jest pan dawcą krwi?
Niechętnie przyznaje, że to, co proponuje, jest sprzeczne z prawem. Ale przekonuje, by nie obawiać się organów ścigania. – To nie jest legalne. Ale jakie to przestępstwo? Chce pan oddać nerkę, idzie do szpitala, wszystko legalnie. Miejsca w szpitalu nie musi pan rezerwować, wszystkie koszty zostaną panu pokryte – uspokaja.