– Wydaje się, że zniszczą wszystko, co dotychczas udało się osiągnąć – skomentował plan Jareda Kushnera rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
Od razu jednak przyznał, że niewiele wie o amerykańskich propozycjach, które mają być stopniowo publikowane po 9 kwietnia, czyli wyborach w Izraelu.
– Sądząc z tego, co słyszymy od tych, którzy mają cokolwiek wspólnego z jednostronnymi inicjatywami amerykańskimi, USA zaproponują coś zupełnie innego niż stworzenie zdolnego do istnienia państwa palestyńskiego – dodał Ławrow, najwyraźniej pod adresem swych gości. W Moskwie bowiem – niezależnie od warszawskiej konferencji bliskowschodniej – przez dwa dni trwało kolejne spotkanie ugrupowań palestyńskich, pod patronatem Kremla. Próbuje on pogodzić rządzący w Strefie Gazy Hamas z rządzącym na Zachodnim Brzegu Jordanu Fatahem. Oba ugrupowania co prawda walczą z Izraelem, ale też między sobą, co uniemożliwia zawarcie jakiegokolwiek porozumienia – nie tylko palestyńsko-izraelskiego, ale nawet wewnątrzpalestyńskiego.
„Sądząc z reakcji, rosyjscy dyplomaci nie mają gotowej alternatywy wobec możliwego zwrotu w polityce amerykańskiej" – zauważył jeden z moskiewskich ekspertów na wieść o planie Kushnera.
Ale już w czwartek prezydent Putin spotka się w Soczi z przywódcami Iranu i Turcji. Ten szczyt da Kremlowi możliwość wypracowania odpowiedzi na amerykańskie propozycje. Dla Rosji będzie to o tyle ważne, że zaczyna ona pozostawać w tyle za USA w dyplomatycznej batalii na Bliskim i Środkowym Wschodzie.