To, co amerykański przywódca miał zjeść na kolacji u Bronisława Komorowskiego, było pilnie strzeżoną tajemnicą. Choć z pewnością nie dla Secret Service. – Menu jest wcześniej z nimi konsultowane ze względów bezpieczeństwa – mówi gen. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM. – Zapewne sprawdzają pochodzenie, świadectwa weterynaryjne i próbki produktów.
– Secret Service nie decyduje jednak, czy kluski mają być kładzione czy śląskie – dodaje Marek Siwiec, który pracował w kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy Polskę odwiedzali Bill Clinton i George W. Bush. – Menu jest w gestii gospodarza – podkreśla.
Podano wina: białe francuskie, czerwone portugalskie i deserowe węgierskie
O tym, co wybrał gospodarz, dowiedzieliśmy się dopiero, gdy goście siedzieli już za stołem. Kancelaria Prezydenta zdradziła, że pojawił się tatar z pstrąga, krem z dyni i pieczona pierś z perliczki. Na deser przygotowano pralinę czekoladową z sorbetem z pomarańczy.
– Jestem negatywnie zaskoczony tym menu – mówi „Rz" Piotr Bikont, krytyk kulinarny. – Podanie tatara z pstrąga, to kiepski pomysł, gdy podejmuje się prezydenta Stanów Zjednoczonych. Amerykanów szokują w naszej kuchni dwie potrawy – tatar i golonka. Ciekawe czy Obama w ogóle tatara zjadł? – zastanawia się. Jego zdaniem na stole powinny pojawić się polskie potrawy, by zagraniczni goście mogli poznać nasze specjały. – Zamiast kremu z dyni – zupa grzybowa. My Polacy jesteśmy w końcu mistrzami w przygotowaniu zup – podkreśla. W miejsce perliczki Bikont przyrządziłby dziczyznę, a na deser dobrze zrobiony kisiel z żurawiny albo sernik. – Pralina i sorbet z pomarańczy to zły pomysł. Pomarańcze przecież u nas nie rosną – zaznacza.
Polskie dania podałby także Adam Chrząstowski, szef kuchni krakowskiej restauracji Ancora i patron kulinarny polskiej prezydencji w UE. – Bankiety dla głów państw to świetna okazja, by pochwalić się tym, co ma się najlepszego. Ja skomponowałbym menu wokół produktów regionalnych i sezonowych – mówi „Rz". – Podałbym truskawki, a z warzyw – szparagi. Przy ładnej pogodzie rozważyłbym jakąś nowoczesną wersję chłodnika np. ogórkowy czy z kalarepki z dodatkiem smardzów. A potem mógłby wjechać na stół sandacz, może przepiórki lub perliczki. Albo cielęcina, która o tej porze roku jest bardzo dobra. Pokazałbym polską kuchnię inną niż zwyczajowy bigos i schabowy.