Infoafera z wolnej ręki

Urząd nadzorujący przetargi ostrzegał: za dużo zamówień z wolnej ręki. Ale nie miał dowodów przestępstw

Aktualizacja: 09.03.2012 05:04 Publikacja: 08.03.2012 20:24

Liczba zamówień z wolnej ręki sięgała aż jednej trzeciej wszystkich – mówi prezes Urzędu Zamówień Pu

Liczba zamówień z wolnej ręki sięgała aż jednej trzeciej wszystkich – mówi prezes Urzędu Zamówień Publicznych Jacek Sadowy

Foto: Urząd Zamówień Publicznych

Ujawnienie przez "Rz" kulisów gigantycznej afery informatycznej odsłoniło słabość systemu ochrony bezpieczeństwa państwa. Jak się okazuje, sygnały mogące prowadzić na trop afery różne służby i instytucje miały od dawna. Np. Urząd Zamówień Publicznych podjął działania, by proceder ukrócić. Jednak przez lata nikt nie złożył razem kawałków tej układanki.

Mechanizm infoafery polegał na podpisywaniu wadliwie skonstruowanych umów na dostawy olbrzymich systemów informatycznych. Treść umów nie przewidywała przekazywania zamawiającemu (czyli najczęściej organom administracji publicznej) praw autorskich, licencji czy kodów źródłowych. Wykonawców ulepszeń czy rozbudowy systemów wybierano potem najczęściej z wolnej ręki – na ogół tym samym firmom, które systemy dostarczyły, a w wielu przypadkach w ich tle miały być łapówki. W efekcie z budżetu państwa wypływały miliardy złotych – kilkaktrotnie więcej, niż zakładały pierwotne kontrakty.

Szefowie MSW Jacek Cichocki i CBA Paweł Wojtunik mówią o największej aferze w administracji publicznej po 1989 r.

Proceder podpisywania nadzwyczaj korzystnych dla firm umów wykrył szef Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z czasów rządów PiS Paweł Wypych (zginął w katastrofie smoleńskiej). – Muszę oddać tu sprawiedliwość PiS, że zareagował na te nieprawidłowości i zaczął walczyć o przekazywanie praw autorskich – mówi "Rz" posłanka PO Julia Pitera, która w poprzednim gabinecie była odpowiedzialna za zwalczanie korupcji.

PiS nie zdążył dokończyć zmian systemowych. Po przejęciu władzy przez PO również przedstawiciele tego ugrupowania zdali sobie sprawę, że zamówienia z wolnej ręki nadmiernie się plenią.

W 2009 r. prezes Urzędu Zamówień Publicznych Jacek Sadowy wydał rekomendacje mające ograniczyć ich skalę. "Daje się zaobserwować niepokojące zjawisko dużej skali udzielania zamówień w trybie z wolnej ręki związanych z systemami informatycznymi. (...) skutkują wydatkowaniem wielomilionowych kwot rocznie, osiągając w skrajnych przypadkach poziom około 100 mln złotych rocznie wydatkowanych przez jednego zamawiającego" – czytamy w rekomendacji UZP.

– Zauważyliśmy, że liczba zamówień z wolnej ręki sięga aż jednej trzeciej wszystkich – mówi "Rz" Sadowy. – Dla porównania średnia w Unii Europejskiej nie przekracza 10 proc. Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z nieprawidłowościami, ale nie mieliśmy dowodów, iż kryje się za tym mechanizm przestępczy.

– Rekomendacje zostały rozesłane do wszystkich organów administracji publicznej, by ukrócić mechanizm zamówień z wolnej ręki. Po pewnym czasie zaczęło to przynosić efekty – mówi Pitera. W 2011 r. liczba zamówień z wolnej ręki spadła do unijnej średniej 9 proc.

Na to, że konstruowanie umów w taki sposób, by zamawiających uzależnić od gigantów rynku komputerowego, wpadło CBA jeszcze za czasów Mariusza Kamińskiego. Badano wtedy sprawę firmy Techmex, która usiłowała doprowadzić do zmonopolizowania usług mających pomagać w wypłacie dopłat obszarowych dla rolników. W sprawę zaangażowani są również pracownicy służb specjalnych. Aktem oskarżenia w tej sprawie jest objęty m.in. Aleksander L., były szef kontrwywiadu z czasów PRL.

Dopiero za czasów następcy Kamińskiego Pawła Wojtunika CBA odkryło, że za modelem pozwalającym unikać przetargów znajdują się wielomilionowe łapówki wręczane urzędnikom. Po odejściu z urzędów dostawali też atrakcyjne posady w koncernach komputerowych lub spółkach od nich zależnych.

Afera na rynku informatycznym

Będą kolejne zatrzymania

Śledztwo w sprawie infoafery to największe postępowanie, w którym bierze udział Centralne Biuro Antykorupcyjne. Do tej pory zatrzymano osiem osób: funkcjonariuszy policji (w tym dyrektorów Centrum Projektów Informatycznych) oraz byłych dyrektorów handlowych z globalnych koncernów informatycznych HP i IBM. W śledztwo w sprawie infoafery zaangażowano olbrzymie środki. – Jest tyle czynności, że z trudem się wyrabiamy. Chętnie oddalibyśmy część wątków, ale nikomu nie można ufać, bo w sprawie występują wysocy funkcjonariusze policji i służb – mówi funkcjonariusz CBA. Szef CBA Paweł Wojtunik nie ukrywa, że choć zatrzymania miały miejsce w październiku ub.r. i styczniu 2012 r., to sprawa nie zmierza jeszcze ku końcowi. – Spodziewam się kolejnych zatrzymań. To wielowątkowe i rozwojowe postępowanie – mówi. Szef CBA obiecuje osobom, które ujawnią swój udział w korupcyjnym procederze, skorzystanie z klauzuli niekaralności. Z naszych informacji wynika, że są już pierwsi chętni. Korupcyjny proceder dotyczy bardzo rozległego obszaru administracji publicznej. W związku z tym, że w wyniku afery Polsce może grozić konieczność zwrócenia środków uzyskanych z Unii Europejskiej, sprawie nadano najwyższy priorytet. Z ramienia Prokuratury Apelacyjnej postępowanie prowadzi pion przestępczości zorganizowanej, a postępowanie objęła osobistym nadzorem zastępczyni prokuratora generalnego Marzena Kowalska.

—ceg

Ujawnienie przez "Rz" kulisów gigantycznej afery informatycznej odsłoniło słabość systemu ochrony bezpieczeństwa państwa. Jak się okazuje, sygnały mogące prowadzić na trop afery różne służby i instytucje miały od dawna. Np. Urząd Zamówień Publicznych podjął działania, by proceder ukrócić. Jednak przez lata nikt nie złożył razem kawałków tej układanki.

Mechanizm infoafery polegał na podpisywaniu wadliwie skonstruowanych umów na dostawy olbrzymich systemów informatycznych. Treść umów nie przewidywała przekazywania zamawiającemu (czyli najczęściej organom administracji publicznej) praw autorskich, licencji czy kodów źródłowych. Wykonawców ulepszeń czy rozbudowy systemów wybierano potem najczęściej z wolnej ręki – na ogół tym samym firmom, które systemy dostarczyły, a w wielu przypadkach w ich tle miały być łapówki. W efekcie z budżetu państwa wypływały miliardy złotych – kilkaktrotnie więcej, niż zakładały pierwotne kontrakty.

Pozostało 80% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo