Aktywiści Greenpeace wspięli się wczoraj na kominy elektrowni Turów z transparentem „Węgiel + drewno to nie zielona energia". O co chodzi ze współspalaniem węgla i drewna, pisze w „Przekroju" Maciej Jarkowiec.
Koncerny energetyczne, dorzucając wysokogatunkowe drewno z polskich lasów lub importu do pieców, zbijają kokosy na ekocertyfikatach. Jak za dotknięciem różdżki z największych trucicieli przeobrażają się w największych wytwórców zielonej energii. Problem w tym, że wyprodukowana w ten sposób energia wcale nie jest ekologiczna. Co gorsza, choć sprawa jest znana od lat, nie udaje się zmienić prawa tak, by zakończyć tę fikcję. Dlaczego? – Nie musi pan wyłączać dyktafonu – mówi „Przekrojowi" Kazimierz Żmuda, zastępca dyrektora departamentu rynków rolnych w Ministerstwie Rolnictwa. – W sprawie współspalania nie ma różnicy między tym, co myślę, a tym, co powiem do mikrofonu. Pomimo że eksperci od kilku lat krytycznie oceniają współspalanie w dużych elektrowniach, przepisy jak dotąd nie zostały zmienione, bo są niezwykle korzystne dla branży.
Według przybliżonych szacunków od 2006 r. elektrociepłownie zarobiły na certyfikatach ok. 4,5 mld zł, trzy razy więcej niż energetyka wiatrowa. To pieniądze z kieszeni Polaków płacących rachunki za prąd.
Ten proceder nie byłby możliwy bez wsparcia polityków. – W Polsce działa układ koleżeński na styku polityki i biznesu, który celowo opóźnia uchwalenie ustawy o odnawialnych źródłach energii, dzięki czemu kartel koncernów energetycznych czerpie z tej zwłoki korzyści liczone w miliardach złotych – taki zarzut pod adresem rządu formułuje Robert Cyglicki z Greenpeace.