W czasie gdy dyskusja o podniesieniu wieku emerytalnego rozgrzewała polską opinię publiczną, nasze feministki milczały. Ich działalność ogranicza się głównie do powtarzania wytartych aborcyjnych haseł.
– Nie mamy jednolitego stanowiska w sprawie emerytur – mówi Agnieszka Grzybek, liderka Zielonych 2004 i uczestniczka Kongresu Kobiet. – Osobiście jestem za tym, by wiek emerytalny był elastyczny, to znaczy, że i kobiety, i mężczyźni mogliby przechodzić na emeryturę począwszy od 62. roku życia.
Główna różnica między polskim a zachodnim feminizmem bierze się z tego, że nasz ruch feministyczny wystartował z powodów historycznych z dużym opóźnieniem. Bo prawo do aborcji, in vitro, równość – to fundamentalne wartości dla feministek w każdym kraju. Dogmaty, których słuszności żadna nie podważa. Rzecz w tym, że dyskusja o aborcji przez większość krajów przetoczyła się w latach 60., 70., u nas zaś w debacie publicznej temat ten zaistniał dopiero na początku lat 90. wraz z ustawą o ochronie płudu ludzkiego. To była pierwsza konfrontacja raczkujących jeszcze środowisk feministycznych z Kościołem i prawicą.
– W Polsce spór o aborcję był specyficzny, bo Polki miały do niej prawo wtedy, gdy zachodnie feministki dopiero o to walczyły. Możliwość utraty praw zagwarantowanych przez komunistyczny system totalitarny została uznana za zamach na prawa kobiet, co doprowadziło do powstania pierwszych feministycznych organizacji w Polsce, dając początek ruchowi społecznemu. Paradoks polega na tym, że Kościół miał niekwestionowane zasługi w walce o prawa człowieka. Był silny jak nigdzie w Europie. Od początku stał się więc głównym celem feministek walczących... o prawa kobiet jako prawa człowieka – mówi socjolog Małgorzata Bilska.
Agnieszka Grzybek, liderka Zielonych 2004, twierdzi, że postulaty polskich feministek są takie same jak europejskich: równouprawnienie na rynku pracy, równa płaca kobiet i mężczyzn na takich samych stanowiskach, prawo do bezpiecznej aborcji, antykoncepcji, przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet.