Roman Kurkiewicz pisze o kuriozalnym wyroku na Dorotę Rabczewską: „Autorzy Biblii (której?) byli napruci i upaleni jakimś ziołem, latali na bezzałogowych pterodaktylach i legitymizowali zbrodnicze działania kogoś, kogo imienia nawet nie wymieniali, a także pochwalali przemoc, gwałty i inne przestępstwa, motywując to racjami religijnymi".
Profesor Monika Płatek rozprawia się z prezydenckimi pomysłami na kolejne ograniczenia wolności zgromadzeń i ostrzega: „Ci, którzy teraz stoją na czele, kiedyś odejdą. I mimo że są przekonani o swoich szlachetnych racjach, tak naprawdę kierują nimi lenistwo i nieumiejętność sprawnego zarządzania państwem. Nie myślą o tym, że budują prawo, które kiedyś może ograniczać wolność ich samych".
Mechanizmy organizowania mistrzostw w piłkę nożną wyjaśnia Renata Włoch w rozmowie z Adamem Ostolskim: „Media dostrzegły, że masowe imprezy sportowe są zdolne przyciągnąć przed ekrany telewizorów dużą publikę. Korporacje zauważyły, że mogą wykorzystać takie imprezy jako kanał marketingowy, a to z kolei uświadomiło federacjom piłkarskim, że dysponują czymś bardzo cennym. Od połowy lat 80. organizacje te zaczęły coraz silniej podkreślać swoje prawa względem państw gospodarzy. W przypadku Euro przełomem był rok 2004 – ostatni raz, kiedy UEFA podzieliła się zyskami z imprezy z gospodarzem, czyli Portugalią. Nie był to dla tego kraju taki duży zysk, ale jednak miało to wymiar symboliczny".
Julia Kubisa zastanawia się, dlaczego protesty Femenek, rozebranych do pasa dziewczyn w wiankach na głowach, sprawiły, że polskie media oniemiały: „Wygląda na to, że półnaga kobieta jest równie wielkim zagrożeniem dla społeczeństwa co napakowany kibol, który przyjechał bronić honoru Polski przed swoim rosyjskim odpowiednikiem. Do tej pory oglądaliśmy wyczyny FEMEN-u na Ukrainie czy Białorusi, kiwając głowami z ubolewaniem – cóż za niedemokratyczne kraje. Jedna akcja kilku dziewcząt i wyszło polskie szydło z worka".