Forsowanie legendy

Niewiarygodne, że mit o samowolnej pomocy Berlinga dla walczącej Warszawy wciąż jest żywy

Publikacja: 04.08.2012 01:01

GEN. ZYGMUNT BERLING.

GEN. ZYGMUNT BERLING.

Foto: EAST NEWS

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Nie ulegajcie hipnozie, jakoby Berling mógł coś zrobić [samodzielnie]. Jednym uchem gdzieś się słyszało [a drugim wypuszczało] te historie, jak to ten bohaterski Berling ratuje Warszawę..." – tak Wanda Wasilewska w zaufanym gronie pracowników Zakładu Historii Partii w latach 60. ubiegłego wieku podsumowała krążące plotki o wydarzeniach z 1944 r. Wiedziała, co mówi. Wszak w latach wojny w sprawach polskich to ona była prawą ręką Stalina.

Wybuch Powstania Warszawskiego pokrzyżował sowieckie plany płynnego przejmowania władzy w Polsce przez komunistów. Na Zachodzie Stalin prezentował PKWN jako jedyną siłę zdolną do budowy administracji. Struktury Polskiego Państwa Podziemnego – jako propagandową fikcję. Rachuby na szybkie zdławienie Powstania przez Niemców zawiodły. Sowieckie działania przeciw Powstaniu (zatrzymanie operacji wojennych, likwidacja oddziałów AK idących na pomoc Warszawie, utrudnianie alianckiego wsparcia) zaczęły oznaczać dla ZSRR coraz większe koszty polityczne. Na wszystkich kontynentach prasa oskarżała Moskwę o chęć celowego wyniszczenia Polaków. We wrześniu 1944 r. zapadła decyzja o sowieckich zrzutach dla Warszawy i ograniczonych działaniach militarnych. Ratować dogorywającego Powstania Rosjanie bynajmniej nie zamierzali. Istniejący już wcześniej zarys planu zajęcia Warszawy zakładał uderzenie wszystkimi siłami 1. Frontu Białoruskiego. Tego planu Stalin nie pozwolił realizować, ponieważ czekał na stłumienie walk powstańczych. Teraz Moskwa postanowiła użyć do desantu jedynie dowodzonej przez Berlinga 1. armii WP.

Ludzie pytają o prawdę

15 września dowódca 1. frontu Konstanty Rokossowski nakazał Berlingowi przygotowania „do forsowania rz. Wisły w celu uchwycenia przyczółka na jej brzegu zachodnim w rejonie Warszawy". Działania przeprowadzono w trudnych warunkach. Berling popełnił szereg błędów operacyjnych, które przyczyniły się do fiaska ciężkich walk. 25 września członek Rady Wojennej 1. Frontu Białoruskiego gen. Tielegin donosił w swoim obszernym raporcie, że u Berlinga stwierdził „nie pierwszy już przypadek karygodnego lekceważenia losu własnych żołnierzy, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji".

Szeregowi żołnierze 1. armii z poświęceniem walczyli o ratunek powstańców. Nie mieli pojęcia ani wtedy, ani przez kilkadziesiąt następnych lat, jaka była rola Berlinga i jakie były kulisy sowieckiej polityki wobec Powstania. W trwających od 16 września działaniach desantowych poległo i zaginęło niemal 2 tys. żołnierzy – kilkakrotnie więcej niż pod Lenino.

Rozkazów Rokossowskiego zwykłym żołnierzom nikt nie pokazywał, a samotny udział polskiej armii w tej operacji stał się fundamentem nowej legendy. Ugruntowała ją zaraz potem wieść, że Berling przestał być dowódcą 1. armii. Od razu szeptano, że został ukarany za samowolną (!) operację niesienia pomocy Warszawie. Berling jawił się niemal jako ofiara sowieckich represji.

Legenda rosła. Ze zdwojoną siłą ujawniła się na fali odwilży i chwilowych „popaździernikowych rozliczeń" ze stalinizmem. Jesienią 1956 r. na spotkaniu Gomułki ze studentami jednym z ważniejszych głosów ze strony młodzieży było „żądanie wyjaśnienia sprawy aresztowania generała Berlinga, który chciał przyjść z pomocą powstańcom w czasie Powstania w 1944 r.". Gomułka próbował wymigać się od jasnej odpowiedzi, mimo że mu przypomniano, iż „tysiące ludzi stawia to pytanie".

Stalinowskie „mniejsze zło"

Berling to rocznik 1896. Żołnierz Legionów. Walczył z Ukraińcami i bolszewikami w 1920 r. Studiował w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Był oficerem sztabowym, a później m.in. dowódcą pułku w Wilnie i w Kielcach. W 1930 r. otrzymał awans na podpułkownika. Po aferze związanej z rozwodem oraz próbą wyłudzenia majątku żony został potępiony przez oficerski sąd honorowy i w czerwcu 1939 r. wydalony z armii.

Po wrześniu 1939 r. sam zgłosił się do sowieckiej milicji z legitymacją oficera WP. Trafił do obozu jenieckiego w Starobielsku. Tam zadeklarował chęć pozostania w ZSRR. Podjął współpracę z NKWD. Tacy jak on nie trafiali do katyńskich dołów. Pokazał się NKWD jako najbardziej zdeterminowany do służby nowym mocodawcom. Został liderem kilkuosobowej grupy umieszczonej w komfortowej willi NKWD w Małachówce pod Moskwą. NKWD wysoko oceniało jego przydatność.

W marcu 1941 r. Berling z kilkoma osobami podpisał skierowaną do Stalina hołdowniczą deklarację. „Z dobrodziejstw konstytucji stalinowskiej korzysta już znaczna część Narodu Polskiego. Oby jak najprędzej pozostała część weszła w skład szczęśliwych narodów Związku Radzieckiego" – pisali w dobie masowych zbrodni NKWD i wielkich fal deportacji obywateli RP. Po latach przyznawał, że był to jego świadomy wybór: „Z dwojga złego: perspektywy samotnej Polski, ustawicznie zagrożonej ze strony Niemiec, czy 17. republiki, ta druga była mniejszym złem".

Po ataku Niemiec na ZSRR zgłosił chęć służenia w Armii Czerwonej. Jednak po wznowieniu stosunków ZSRR z Polską na poufne polecenie Rosjan zgłosił się do armii gen. Andersa. W dobie „sojuszu z Sowietami" nie chciano go tam jawnie karać za wcześniejszą z nimi kolaborację. Dano mu przydział na szefa sztabu dywizji, a potem dowodził bazą ewakuacyjno-zaopatrzeniową.

„Generał-major"

Berling ani przez chwilę nie przerwał tajnej współpracy z NKWD. W 1942 r. w porozumieniu z Sowietami zdezerterował. Po ewakuacji armii Andersa został zdegradowany i formalnie wydalony z wojska. 26 lipca 1943 r. polski sąd polowy zaocznie skazał go na karę śmierci za zdradę.

Jednak Berling był już pod pełną opieką Stalina. Po oficjalnym zerwaniu przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z Polską w kwietniu 1943 r. sowiecki dyktator postawił go na czele nowych jednostek wojskowych złożonych z Polaków – w pełni podporządkowanych Kremlowi. Chodziło o to, aby „na czele armii stał nie tylko Polak, ale Polak, który jest oficerem Wojska Polskiego, a nie oficerem armii radzieckiej" – opowiadała później Wasilewska. Z przyczyn propagandowych lepszy byłby jakiś generał, ale takiego nie mieli do dyspozycji. Dlatego Stalin szybko zdecydował o mianowaniu Berlinga generałem-majorem, co przełożono na „polskiego" generała brygady. W takiej roli był użytecznym narzędziem w politycznej rozgrywce z Polską.

Tymczasem Berling uwierzył, że u boku Stalina czeka go wielka przyszłość. Nie ukrywał rozległych ambicji politycznych.

W lipcu 1944 r., tworząc marionetkowy Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, Stalin wyzna-czył Michała Rolę-Żymierskiego na „naczelnego dowódcę Wojska Polskiego" i na szefa resortu obrony narodowej PKWN. Berling został jedynie jego zastępcą. W gruncie rzeczy powinien już wówczas pozbyć się złudzeń.

1 października 1944 r. Berling został skierowany do Lublina. Tam wciąż pełnił obowiązki zastępcy naczelnego dowódcy „ludowego" WP i zastępcy szefa resortu obrony PKWN. Jesień 1944 r. to czas gwałtownego zaostrzenia walki z „reakcyjnymi" elementami w wojsku i w całym społeczeństwie. Na podstawie drakońskich dekretów PKWN pod różnymi zarzutami skazywano na śmierć m.in. żołnierzy wywodzących się z AK, uciekinierów od poboru itd. Po latach, w dobie rozliczeń w 1956 r., w upublicznionym liście do Gomułki Berling twierdził, że nie mógł się pogodzić z terrorem stosowanym przez NKWD i UB.

Jego postępowanie w 1944 r. niekoniecznie to potwierdza. Tylko w październiku i w listopadzie 1944 r. trafiły na biurko Berlinga co najmniej 23 orzeczenia kary śmierci za „przestępstwa polityczne". Miał prawo zamienić je na kary więzienia. Wyroki na wszystkich osobiście zatwierdził Berling, który niespecjalnie kwapił się korzystać z prawa łaski. Uczynił to jedynie w trzech przypadkach.

W sowieckim mundurze

Dalszych morderstw sądowych już nie zatwierdzał, bowiem został wezwany do Moskwy. Było to wynikiem zabiegów najważniejszych wówczas ludzi Stalina w Polsce.

Bierut zaproponował mu funkcję szefa misji wojskowej w Moskwie. Był to pomysł obliczony na pozbycie się Berlinga z kraju. Komuniści chcieli to zrobić delikatnie. Ewidentnie ciążył im bagaż wcześniejszej gigantycznej propagandy lansującej nazwisko Berlinga. Ten odmówił. Chciał odzyskać realne wpływy polityczne. Mimo to 25 listopada KRN zatwierdziła nominację i nakazała mu stawić się w Moskwie 6 grudnia.

Berling nie zamierzał się do tego stosować. Wciąż uważał, że Bierut, Gomułka i Żymierski muszą się z nim liczyć. Sądził, że to on ma najważniejszy atut w ręku: bezpośrednie relacje ze Stalinem. Kompletnie nie rozumiał, że dla Kremla już był zgraną kartą. Zaczął zabiegać o osobiste spotkanie z sowieckim dyktatorem. Wysłał w tej sprawie depeszę. Umieścił tam kluczowy argument: „Błagam was, abyście ratowali Polskę dla Związku Radzieckiego z rąk bandy agentów międzynarodowego trockizmu". Dlatego kiedy Nikołaj Bułganin (dotychczasowy faktyczny nadzorca PKWN) przekazał mu polecenie stawienia się w Moskwie – pojechał natychmiast.

Przybył tam już 27 listopada 1944 r. Rozczarował się. Progi Kremla były dla niego już za wysokie. O audiencji u Stalina mógł tylko marzyć. Bułganin bezceremonialnie nakazał mu pozostać w Moskwie.

Na początku grudnia 1944 r. w czasie „operatywki" dla przedstawicieli PKWN Stalin nie przebierał w słowach. Berlinga nazwał prowokatorem. Aby się od niego odciąć, już 15 grudnia PKWN uchwalił, że „generał Berling swoim postępowaniem ujawnił wrogie demokracji oblicze i postawił siebie poza nawiasem demokracji polskiej". Rola-Żymierski, powołując się na jednego z sowieckich generałów, stwierdził, że Berling jest „proakowski", co w środowisku PKWN-owskich dygnitarzy było zarówno obelgą, jak i „dowodem winy". Gdyby ta informacja przeciekła do społeczeństwa, legenda „Berlinga patrioty" byłaby jeszcze mocniejsza.

Pielęgniarz mitu

Krzywdy mu jednak nie uczyniono. Jako sowiecki generał przymusowo został skierowany na studia w moskiewskiej Akademii Wojennej. Ukończył je w styczniu 1946 r. Chciał wracać, ale decyzje „góry" były inne. Żymierski osobiście interweniował, aby ambasada w Moskwie nie wydawała mu polskiej wizy.

Był tym wszystkim przygnębiony i stał się zgorzkniały. Nie pomogły nawet demonstracyjne okupowanie jednego z pokoi w ambasadzie i głodówka. Mimo to o jego poglądach we wrześniu 1946 r. informowano z Moskwy, że „wypowiada się zdecydowanie za blokiem demokratycznym, przeciw Mikołajczykowi i wtrącaniu się państw anglosaskich w nasze sprawy wewnętrzne". W prywatnym liście do córki Feliksa Kona wyrażał troskę o słabość PPR i rządu, który musi się utrzymywać przy pomocy UB. „Przecież nie ma w Polsce partii, która by wytrzymała uderzenie burzy jak bolszewicka u Was. Polska partia to pozłotka na gównie – nic więcej".

Do Polski pozwolono mu wrócić dopiero po wyborach w 1947 r., kiedy wszystkie role w stalinowskim państwie były już rozpisane. Czas jego wodzowskich ambicji minął. Posłusznie wkomponował się w struktury państwa. We wrześniu 1947 r. poprosił o przyjęcie do partii. „Uważam się za komunistę i przyszłą wielkość naszego kraju widzę w socjalizmie" – pisał do KC PPR.

Zgody odmówiono, ale skierowano go na wprawdzie niepierwszoplanowe, ale bezpieczne i wciąż wysokie stanowiska. Za Bieruta był m.in. komendantem Akademii Sztabu Generalnego (1948–1953). W 1953 r. przeszedł na wojskową emeryturę. Potem był wiceministrem kolejno: Państwowych Gospodarstw Rolnych, rolnictwa i – aż do 1970 r. – wiceministrem leśnictwa. Jednocześnie pełnił funkcję inspektora generalnego łowiectwa. W 1963 r. przyjęto go do PZPR i awansowano na generała broni. Zmarł latem 1980 r.

Sam dbał (chociażby we wspomnieniach) o podsycanie własnej legendy z 1944 r. W PRL był to temat niewygodny, ponieważ dotykał problemu stosunku ZSRR do Powstania. Paradoksalnie to jeszcze bardziej sprzyjało temu, aby mit przetrwał nie tylko w PRL, ale i dwudziestoleciu III RP.

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Nie ulegajcie hipnozie, jakoby Berling mógł coś zrobić [samodzielnie]. Jednym uchem gdzieś się słyszało [a drugim wypuszczało] te historie, jak to ten bohaterski Berling ratuje Warszawę..." – tak Wanda Wasilewska w zaufanym gronie pracowników Zakładu Historii Partii w latach 60. ubiegłego wieku podsumowała krążące plotki o wydarzeniach z 1944 r. Wiedziała, co mówi. Wszak w latach wojny w sprawach polskich to ona była prawą ręką Stalina.

Pozostało 96% artykułu
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił