W 30. rocznicę podpisania porozumień gdańskich, 31 sierpnia 2010 r., na mocy których powołano do życia NSZZ „Solidarność”, Wyszkowski wygrał proces z Wałęsą. Gdański Sąd Okręgowy uznał, że Wyszkowski w 2005 r. nie naruszył dóbr osobistych byłego prezydenta, nazywając go gorliwym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Bolek.
Wałęsa złożył jednak apelację i sędzia Roman Kowalkowski nakazał Wyszkowskiemu przeproszenie Wałęsy w głównym wydaniu „Faktów” TVN oraz lokalnej „Panoramie” TVP Gdańsk.
Prezydent uzyskał klauzulę wykonalności wyroku. Jednak Wyszkowski odmawia jego przeproszenia. Wałęsa złożył w warszawskim Sądzie Rejonowym wniosek o to, by mógł wykonać wyrok na koszt Wyszkowskiego. Ten trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację mózgu. Ciężko chore są również jego żona oraz matka. Wszystko to sprawiło, że opozycjonista nie zdołał na czas złożyć zażalenia na decyzję o wykonaniu wyroku na jego koszt.
- Krzysztof Wyszkowski podniósł te okoliczności w piśmie do sądu, tłumacząc, dlaczego nie wniósł w terminie zażalenia, jednak szanse na wygranie tej sprawy są nikłe - mówi „Rz” Andrzej Lew-Mirski, adwokat reprezentujący Wyszkowskiego. Dodaje, że ma nadzieję, iż sąd uwzględni sytuację życiową, bo takie przypadki już się zdarzały w orzecznictwie. - Ciężko sobie wyobrazić osobę bardziej poszkodowaną przez los. Własna choroba, choroba nowotworowa żony i matka w bardzo złym stanie. Liczę na ludzkie podejście sądu mówi mecenas.
Kiedy Wałęsa wykona wyrok, Wyszkowski zostanie jego dłużnikiem. Będzie mógł wyegzekwować swój dług przy pomocy komornika. Koszt emisji oświadczenia w telewizjach może sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych. Problem polega na tym, że jedyny majątek, jakim dysponuje Wyszkowski, to mieszkanie, w którym mieszka. Ale nie zamierza przepraszać. - Musiałbym poświadczyć w takim oświadczeniu nieprawdę, a nie zamierzam tego robić - mówi „Rz” były opozycjonista.