Żuromski był jednym z bohaterów wczorajszego odcinka programu telewizji Polsat. Siedem lat temu trafił za kraty pod zarzutem handlu dużą ilością amfetaminy. Pomówił go świadek koronny „Jezus", diler narkotykowy. Do dziś raper nie doczekał się wyroku.
Pod koniec programu „Żurom" wyszedł na środek studia. Powiedział, że chce coś dodać. Wtedy wyciągnął łatwopalny płyn, oblał nim bluzę i za chwilę ją podpalił.
– W jego kierunku pobiegł prowadzący i kierownik planu. Ten drugi ugasił rapera – opowiada Beata Świerzewska, wydawca „Państwa w państwie". Dodaje, że rozmawiała z muzykiem już po zdarzeniu.
– Ma niewielkie oparzenia brzucha. Nic więcej mu się nie stało, a zdecydował się na tak dramatyczny krok, bo jest załamany. Nie może odebrać kaucji, ma wstrzymany paszport – nie może więc wyjeżdżać za granicę i koncertować. Walczy tylko o sprawiedliwość – mówi Beata Świerzewska.
Dodaje, że sąd zamiast kończyć sprawę rapera, odesłał ją do prokuratury.