Schulz miał już odwiedzić Warszawę w drugiej połowie lutego. Wizytę jednak odwołano. Oficjalnie powodem była choroba. Nieoficjalnie mówiło się, że może mieć ona charakter dyplomatyczny, a prawdziwą przyczyną była chęć uniknięcia przez Schulza trudnych pytań. Otwarcie przeciwstawił się on bowiem wynikom negocjacji unijnego budżetu na lata 2014-2020, które premier Donald Tusk uznał za sukces naszego kraju.
Zdaniem Schulza, projekt budżetu jest zbyt oszczędny, a niektóre z cięć zbyt drastyczne. – Propozycja wieloletniego budżetu nie zmienia niczego w rolnictwie, nie zmienia niczego w polityce spójności i przewiduje mniejsze niż potrzebne inwestycje na modernizację – wyliczał niedawno. Zdaniem niektórych komentatorów, sprzeciw Schulza wobec budżetu jest też elementem wojny o wpływy, które toczą ze sobą instytucje unijne.
Martin Schulz jest nie tylko przewodniczącym europarlamentu, ale też szefem drugiej co do wielkości frakcji – socjalistów. Czy podczas wizyty w Warszawie uda się go przekonać do kompromisu? Liczy na to europoseł PiS Konrad Szamański.
– Wizyta będzie mieć duże znaczenie, jeśli znajdą się poważni politycy ze strony obozu rządowego oraz sprzymierzonej z Schulzem lewicy, którzy otwarcie powiedzą mu, że blokowanie porozumienia jest niekorzystne dla Polski – komentuje.
Inaczej uważa europoseł PO Jacek Saryusz-Wolski: – Do czasu wizyty Schulza powinny zapaść już kluczowe decyzje dotyczące unijnego budżetu. Głos socjalistów w PE jest istotny, ale nie decydujący.