„To jest napad" – ten okrzyk z ust przestępców okradających banki padał w tym roku nad wyraz często. W ciągu dziewięciu miesięcy aż 132 razy. Do września napadów na banki było co najmniej o kilka więcej niż w całym 2012 r.
Najnowszy, to wczorajszy napad na bank spółdzielczy w Laszkach (woj. podkarpackie). Zamaskowany mężczyzna sterroryzował bronią, być może atrapą, obsługę i kazał wszystkim położyć się na podłodze. Potem zażądał pieniędzy. Uciekł samochodem. Mimo obławy i blokady dróg, policji dotąd nie udało się go złapać.
Eksperci zauważają, że dawno minęły czasy, gdy skoki na banki były dziełem grup przestępczych. Ostatniego takiego dokonał „gang krasnali", blisko dekadę temu rabując banki w Warszawie, w maskach krasnali.
Dzisiaj widoczny jest inny trend: napadów dokonują soliści, nieraz amatorzy, bez kryminalnej przeszłości. Traktują to jako doraźny sposób na zdobycie gotówki.
– Sprawcy wybierają głównie małe oddziały banków czy punkty kasowe, gdzie nie ma monitoringu lub jest on słabej jakości. Napadają, aby zaspokoić swoje bieżące potrzeby – mówi „Rz" Wojciech Stawski, były policjant, dziś ekspert ds. zabezpieczeń bankowych.