Smoleńskie rocznicowe rachunki - stronniczy przegląd prasy

W taki dzień jak dzisiaj – 5 rocznicę katastrofy smoleńskiej – najlepiej uwidaczniają się różnice pomiędzy gazetami.

Publikacja: 10.04.2015 08:14

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Bo niusy raz jedna gazeta ma lepsze, raz druga. Gdy jednak dochodzi do sytuacji, w której trzeba opisać wydarzenie powszechnie znane – takim jest rocznica – ujawniają się różnice światopoglądowe, polityczne itp. Dlatego polecam uważnym czytelnikom lekturę smoleńskich wstępniaków redaktorów naczelnych „Rzeczpospolitej" Bogusława Chraboty i „Gazety Wyborczej" Jarosława Kurskiego.

Chrabota nie staje po żadnej ze stron. „Przy okazji ważnej, piątej rocznicy katastrofy apelujemy o wyciszenie politycznych emocji i godne uczczenie wszystkich ofiar. Istotne jest szczególnie to, by nie stała się ona elementem trwającej kampanii wyborczej. Jest zbyt ważna" – pisze w „Rz".

„Taki apel o ciszę nad grobami zmarłych nie oznacza bezwarunkowej akceptacji sposobu, w jaki prowadzono i prowadzi się postępowania w sprawie katastrofy. Dziś wiemy jedno: zaangażowane w tę sprawę instytucje, takie jak prokuratury wojskowa i cywilna, komisja Jerzego Millera oraz NIK, zaprezentowały ustalenia niekomplementarne, a często wzajemnie sprzeczne" – dodaje.

A dalej: „Państwo, którego instytucje przez pięć lat nie potrafią przekonująco wyjaśnić okoliczności katastrofy, w której zginął jego prezydent, nie działa skutecznie. Trudno dziś, w dniu piątej rocznicy Smoleńska, wciąż przekonywać, że polskie państwo zdało egzamin – przed katastrofą i po niej".

Teraz zaś przyjrzyjmy się temu, co pisze Jarosław Kurski. Podobnie i on, jak Chrabota, wspomina jedność i zadumę, która towarzyszyła nam 10 kwietnia 2010 roku i tuż potem. W przeciwieństwie jednak do „Rzeczpospolitej", która widzi, że winę tu ponoszą wszystkie siły, które miały interes w tym, by upolitycznić tę tragedię, „Wyborcza" wini tylko jedną stronę. „Im dalej było od 10 kwietnia, tym więcej miotano fałszywych oskarżeń i zniewag. Nie były jeszcze znane wyniki śledztwa, nie były ustalone przyczyny tragedii, lecz już padły oskarżenia o spisek Tuska z Putinem, o celowe spowodowanie katastrofy, a potem wręcz - o zamach". Czytaj: oskarżenia pojawiały się wyłącznie ze strony PiS o zamach. O tym, że np. ówczesny pupilek „Wyborczej" Janusz Palikot oskarżał, że winnym tragedii jest Lech Kaczyński, który ma krew na rękach – czytelnik „GW" się już nie dowie. Ani o tym, że od samego początku katastrofy media podawały dezinformujące „niusy" ze śledztwa, które miały zmniejszyć współodpowiedzialność rosyjskich kontrolerów – ani słowa. Ani o wrzutkach typu „tak lądują debeściaki", ani o tym, że „jak nie wylądujemy to nas zabiją" – które rzekomo mieli wypowiadać piloci.

Koledzy z „GW" przymykają jedno oko, to i widzą tylko pół prawdy. Tak, PiS szybko zaczął miotać oskarżenia. Antoni Macierewicz, który kilka miesięcy po katastrofie został szefem zespołu smoleńskiego, na pierwszej konferencji przesądził, że była ona „zbrodnią" – a więc czyimś celowym działaniem. Ale druga strona też nie pozostawała dłużna forsując tezę o tym, że to Lech Kaczyński osobiście odpowiada za katastrofę, bo to on kazał lądować mimo złych warunków. Nawet późniejsze ustalenia komisji Millera nie potwierdziły tej wersji – według komisji Millera piloci nie lądowali, lecz próbowali lecieć nisko by zobaczyć lotnisko, lecz popełnili błędy i nie mogli już potem podnieść maszyny, co doprowadziło do największej katastrofy narodowej po Drugiej Wojnie Światowej.

Niestety to patrzenie na jedno oko jest obecne w dalszych tekstach „GW" również. Jak czyta się tekst Dominiki Wielowieyskiej ma się wrażenie, że to też PiS jest winne katastrofy. No bo przecież to Lech Kaczyński był zwierzchnikiem sił zbrojnych i bronił generała Błasika, który odpowiadał, za chaos w polskim lotnictwie. A że rządziła wtedy już trzeci rok Platforma i to ona odpowiadała z wojsko? Zdaniem Wielowieyskiej po prostu PO nie chciała konfliktu z Kaczyńskim o sytuację w lotnictwie. „I gdyby iść tą drogą rozumowania, to główną winą Klicha i Tuska było to, że nie poszli na wojnę personalną z prezydentem Kaczyńskim, że nie byli twardzi. Bali się zapewne kolejnych oskarżeń, że chcą podważać autorytet głowy państwa". Ha, ha, ha. PO nie chciała konfliktu z ówczesnym prezydentem. Doskonały żart. Ale nie przystoi stroić sobie witzów w piątą rocznicę takiej tragedii.

Jeśli jednak za fatalną sytuacją w lotnictwie wojskowym ponosił Lech Kaczyński, dlaczego Donald Tusk zdymisjonował po ujawnieniu raportu zespołu Jerzego Millera ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha? No ale z drugiej strony rozumiem kolegów z „GW". W sumie jest kampania wyborcza, a Smoleńsk jest świetną okazją do uderzenia w nielubianą przez nich prawicę, bo pomóc można drugiej stronie. Właśnie dlatego apelujemy dziś w „Rz" by nie włączać pamięci o ofiar – którym się ona dziś należy szczególnie – w tryby kampanijne. I tym się właśnie różnimy.

Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne