Reklama

Migalski o Kukizie: Brutalny gracz z wizerunkiem naiwniaka

Czy Paweł Kukiz może całkowicie zmienić polską scenę polityczną? Odpowiedź nie jest jednoznaczna - pisze Marek Migalski.

Aktualizacja: 12.05.2015 21:02 Publikacja: 12.05.2015 13:28

Paweł Kukiz

Paweł Kukiz

Foto: PAP/Maciej Kulczyński

W 2005 r. o tym, że to Lech Kaczyński, a nie Donald Tusk, został prezydentem, zdecydowali wyborcy Andrzeja Leppera. W tym roku zdecyduje o tym elektorat Pawła Kukiza. Ale czy może on także całkowicie zmienić polską scenę polityczną? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.

KONTRA: Nizinkiewicz: Nowe reguły, nowy porządek

Ci, którzy traktują byłego lidera Piersi jako naiwniaka i gapę, dają się nabrać dokładnie tak jak jego wyborcy. Nie jest ani gapą, ani naiwniakiem. Raczej takiego gra. Oczywiście, nie jest także starym wyjadaczem i partyjnym cwaniakiem, ale obraz poczciwego szaleńca jest świadomym produktem marketingowym, a nie realnym obrazem tego polityka.

Świadczył o tym najdobitniej wieczór wyborczy, w czasie którego Kukiz przestał udawać. Mało kto zwrócił uwagę na trzy rzeczy, które wówczas można było zanotować. Po pierwsze, miejsce konwencji – sala została użyczona przez prezydenta Lubina, a za Kukizem, na ogromnym świetlnym ekranie co chwila ukazywał się wielki napis „Bezpartyjni Samorządowcy". To nazwa nie szalonych działaczy społecznych, ale grupy doświadczonych i wyrachowanych polityków z Dolnego Śląska, którzy na polityce zjedli zęby, a dziś wyraźnie wspierają Kukiza i jego inicjatywę.

Po drugie, Kukiz zdobył się wówczas na wyznanie. Szczerze przyznał, że jednomandatowe okręgi wyborcze, znane pod skrótem JOW, były jedynym hasłem jego kampanii, bo bał się, że jak wprowadzi inne hasła, to „ruch zostanie podzielony i rozegrany". Było to świadome przyznanie, że potraktował swoje naczelne hasło jako wehikuł, który miał go dowieźć do wysokiego wyniku wyborczego, i zdawał sobie sprawę, że rozszerzenie komunikatu politycznego o inne kwestie może mu zaszkodzić i obniżyć zyski sondażowe.

Reklama
Reklama

Po trzecie, w niedzielę Kukiz pojawił się na radosnej imprezie, wieczorze wyborczym, jak gdyby nigdy nic. Jakby nie czuwał przez ostatnie kilka dni przy łożu ciężko chorego ojca. Mało kto zresztą zauważył, że i podczas tych dni, kiedy to oficjalnie zawiesił kampanię, był obecny na Twitterze, a także pozywał w trybie wyborczym dziennikarza TVN.

Te trzy fakty z niedzielnego wieczoru każą myśleć o Pawle Kukizie nie jako o zagubionym w złym świecie bożym szaleńcu, ale jako o świadomym swych celów i brutalnym graczu politycznym. Ale takim nie tylko nie widzą go wyborcy, ale nawet wytrawni komentatorzy zdają się tego nie zauważać. Kupili taki obraz lidera Piersi, jaki chciał im sprzedać. Chwała mu za to, bo oznacza to, że jest skuteczny w osiąganiu swych celów.

Jakie one będą w przyszłości? To dosyć oczywiste – wejście do Sejmu i stworzenie tam na tyle dużego klubu poselskiego, by móc współtworzyć rząd. Ale tu zaczynają się kłopoty, bo tego nie będzie już można dokonać w pojedynkę i tylko z jednym hasłem.

Co do tego pierwszego problemu – do Kukiza popłynie fala cwaniaków, oszustów i politycznych gangsterów. Poczuli oni, że dzięki niemu mogą załapać się na poselski mandat i będą udawać przed nim zaangażowanych działaczy i ideowych JOW-owców. Wielką sztuką będzie odsianie ich i niedopuszczenie do przejęcia ruchu.

Inną kwestią będzie to, że w wyborach sejmowych do boju ruszą machiny partyjne i setki obecnych posłów chcących odnowić swoje mandaty. To potężna, zasobna w środki i bogata doświadczeniami siła. Każdy z takich ubiegających się o reelekcję posłów PO, PiS czy PSL ma swój elektorat i zdolności do pozyskiwania sympatii społecznej (tym zresztą głównie się posłowie zajmują, a nie tworzeniem prawa). A Kukiz wizerunkowo jest sam – to jego nazwisko przyciągnęło do urn prawie 21 proc. wyborców. Taka sytuacja nie powtórzy się na jesieni – będzie musiał więc wybierać: albo pójdzie do wyborów z masą nie do końca zweryfikowanych 920 noname'ów, albo będzie musiał oprzeć się na lokalnych cwaniakach, na których tle dolnośląscy Bezpartyjni Samorządowcy i tak wydają się uczciwymi i zaangażowanymi w to, co robią, działaczami.

Drugim problemem jest program – Paweł Kukiz ma rację, że dołożenie do JOW innych postulatów „może ich podzielić". I podzieli, bo do tej pory udawało się temu politykowi zgromadzić pod swymi skrzydłami i lewicowców, i prawicowców, zwolenników większej liberalizacji gospodarki i etatystów, zwolenników i przeciwników Unii Europejskiej. Ale bardzo ciężko będzie to kontynuować ?w elekcji parlamentarnej – trzeba się będzie zdecydować na ukonkretnienie wielce magmowatego dotychczas programu i przestać grać... w pomidora.

Reklama
Reklama

Bo właśnie grę w pomidora Kukiz uprawiał do tej pory – na każde pytanie odpowiadał: „JOW". W wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy" powiedział nawet, że Polki dlatego chętniej rodzą w Wielkiej Brytanii, że obowiązują tam jego ukochane JOW. W kampanii sejmowej nie da się już dłużej odpowiadać na wszystkie pytania jednym hasłem.

Dlatego ci, którzy oczekują, że Paweł Kukiz, po uzyskaniu prawie 21 proc. głosów w elekcji prezydenckiej, zdemoluje na jesieni Sejm i Senat, mogą się mocno zawieść. Zwłaszcza Senat może być dla jego ruchu zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych zupełnie niedostępny. Między innymi dlatego, że obowiązują tam JOW.

Autor jest politologiem, był europosłem ? PiS, PJN i Polski Razem


Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama